piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 6

-Zrobiłem coś strasznego, coś naprawdę strasznego. - mówił z kamienną twarzą i spokojnym głosem. Jednak jego policzki były całe mokre od łez. - Proszę, pomóż mi...
-Wejdź do środka. - zrobił miejsce chłopakowi i przesunął się. Zamknął za nim drzwi i we 3 udaliśmy się do salonu.
Chłopcy siedzieli na kanapie koło siebie, a ja na fotelu. Okryłam się kocem i patrzyłam na nich. Tomlinson był zarośnięty, jakby od tygodnia się nie golił. Miał rozczochrane włosy i poplamioną koszule. No i schudł, to na pewno.
-Zerwałem z Eleanor. - powiedział po chwili.
-Chciałeś to zrobić, ludzie zaczynają ze sobą być i się rozstają, to normalne - starał się go uspokoić Harry.
-Daj mi dokończyć. Pokłóciliśmy się i nie odzywaliśmy się do siebie przez parę dni. Potem ona przyszła do naszej willi i powiedziała, że poroniła, i to przeze mnie. Nawet nie wiedziałem, że była w ciąży. To poronienie podobno było przez stres. Ja zabiłem swoje dziecko...-głos mu się załamał i zakrył twarz dłońmi. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Przecież ona go okłamała, to jasne. Nie była w żadnej ciąży, chciała wzbudzić jego poczucie winy. Chłopak wstał i zaczął krążyć po salonie. W pewnym momencie nie wytrzymał i uderzył w szklany stolik który się roztrzaskał. Harry poderwał się na równe nogi, złapał go i z powrotem usadził na kanapie.
-Opanuj się! - krzyknął.
-Nie dotykaj mnie! Nawet na mnie nie patrz! Nienawidzę siebie! Nigdy nie byłeś w takiej sytuacji, nigdy nie będziesz! Ty jesteś święty, zawsze najlepszy ze wszystkich! Nie dorośniesz nigdy do normalnego życia. - ostatnie słowa Louis prawie wyszeptał. Harry stał wpatrzony w niego, chyba był zdziwiony. Po chwili zaczął ciężko oddychać, odwrócił się i wyszedł. Drugi chłopak opadł na kanapę. Cały trząsł się ze złości. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie.
-No co? Leć do niego, niech wykorzysta cię jak resztę swoich dziewczyn. No już, biegnij! - pokazał ręką na drzwi. Wiedziałam, że nie wie co mówi. Siedziałam tam bez ruchu i patrzyłam mu w oczy. Nie wiem, ile czasu minęło, kiedy on w końcu się odezwał:
 -Przepraszam, nie powinienem na ciebie naskakiwać. Harry dzwonił do mnie i opowiedział mi o wszystkim. Mówił, gdzie oboje jesteście. Bardzo ci współczuję. - podszedł bliżej, a ja przestraszona odsunęłam się i wbiłam się w fotel. - Nie bój się, nic ci nie zrobię. - usiadł koło mnie na oparciu. - Naprawdę mi przykro. Nie panuję nad sobą ostatnio, odkąd Elka powiedziała, że to przeze mnie to...
-Ona kłamała idioto. Nie była w żadnej ciąży, chciała, żebyś poczuł się winny. Kiedy byłam z wami na kolacji piła z nami wino, wcześniej czułam od niej fajki. Okłamała cię.
Tomlinson siedział wpatrzony w przestrzeń jak zahipnotyzowany. Smutna prawda do niego dotarła.
-Jak ona mogła.....-wyszeptał po chwili.
-Myślałeś, że ją tak dobrze znasz, że nic cię już w niej nie zaskoczy? Wiesz miała tak samo z Piotrkiem...-zaśmiałam się kpiąco, kiedy po chwili doszedł do mnie sens tych słów. Wrócił ból, wróciło wszystko na raz, ze zdwojoną siłą. Spojrzałam na swoją rękę. ,,Nie, nie możesz" - pomyślałam. ,,Obiecałaś mu przecież". Tak? To gdzie on teraz jest? Zostawił mnie z Louisem w największym napadzie furii. Mógł mi coś zrobić, wcale nie musiał się uspokajać. ,,On też jest człowiekiem, po prostu nie wytrzymał". Walczyły we mnie dwie osoby. Jedna usprawiedliwiała zachowanie Harry'ego, a druga wmawiała mi, że po prostu nie liczę się dla niego tak bardzo, jak myślałam. Nie wiem, ile tak oboje przesiedzieliśmy w ciszy. Mogło to być równie dobrze 5 minut jak i 2 godziny. Nagle Louis wstał i odwrócił się do mnie.
-Jadę do niej, chce się dowiedzieć czy to prawda. Nie chcę cię zostawiać, ale muszę. Zadzwoń do Harry'ego, na pewno jest w pobliżu. Odezwę się wieczorem. - i wyszedł, tak po prostu. Zostawił mnie na pastwę, tak właściwie samej siebie. Wzięłam swoją paczkę fajek i wyszłam na balkon. Odpalałam jedną za drugą, cały czas. Sięgnęłam po ostatnią. Już ją odpalałam, kiedy ktoś wziął ją i wyrwał. Zgasił o kafelki i wyrzucił. Odwróciłam się spokojnie. Harry stał tam wściekły.
-Co się stało, że wróciłeś? - zapytałam drwiącym głosem. Nie było go 4 godziny.
-Nawet mnie nie wkurwiaj. - usiadł koło mnie, nadal zły. Patrzyłam na niego z mieszanymi uczuciami. Chłopak wbił wzrok w bliżej nieokreślony punkt przed sobą.
-Bardzo pana przepraszam, że pana uraziłam. - zaśmiałam się. Spojrzał na mnie wściekły. Nie spuściłam wzroku, utrzymywałam nasze spojrzenia.
-Gdzie Louis? - zapytał nagle.
-Poszedł powiedzieć Eleanor, że nie wierzy w jej ciąże. - powiedziałam obojętnie. - Pogadaliśmy chwilę, kiedy Ciebie nie było. Uświadomiłam mu, że kłamała. Przecież piła z nami wino i paliła, nie mogła być w ciąży. W każdym bądź razie wyszedł niedługo po tobie.
-Siedziałaś tu sama tak długo? Zostawił cię? Przecież mogłaś sobie coś zrobić, mogło ci się coś stać! - wypalił zły.
-Nie mam 4 lat, siedziałam tutaj i paliłam. Poza tym Lou nie jest moją pełnoetatową niańką. Ty też nie jesteś. Rozumiem, że się o mnie martwisz......nie, tak właściwie cię nie rozumiem. Mówisz, że nie możesz mnie stracić, że mnie potrzebujesz, i tak dalej. Następnego dnia zostawiasz mnie z rozwścieczonym chłopakiem i wychodzisz sobie gdzieś na 4 godziny. Rozumiem, że byłeś zdenerwowany, ale nie zaświadczaj o tym, jak chcesz mnie chronić, kiedy najwyraźniej nie wiesz co to znaczy. Doceniam to, co dla mnie zrobiłeś, ale chce wracać do mieszkania. Odwieziesz mnie, czy mam wracać na nogach? - zapytałam ze łzami w oczach. On tylko siedział i dalej patrzył przed siebie.
-Rozumiem....-wstałam i szybko weszłam na górę. Przebrałam się w moje stare ubrania i udałam się w stronę drzwi. Kiedy naciskałam na klamkę, liczyłam, że złapie mnie za rękę. Cokolwiek. Czułam się, jakbym w żołądku miała kostki lodu. Obróciłam się rozpaczliwie szukając wzrokiem Harry'ego. Ten jednak dalej siedział na balkonie. Wściekła i smutna wyszłam z domu i trzasnęłam nimi z całej siły na ,,do widzenia". Nie zostało nic z wczorajszego ciepła, tego uczucia radości. Do domu miałam godzinę drogi piechotą, która bardzo szybko zleciała. Kiedy wchodziłam po schodach nogi uginały się pode mną. Trzęsącą ręką otworzyłam zamek. Cicho weszłam do mieszkania i zsunęłam się po drzwiach na ziemię.
 Dlaczego on nie chciał mnie zatrzymać? Dlaczego nic nie zrobił? - te pytania kołatały mi się w głowie. Znowu poczułam, ze nie mam nikogo. Co się ze mną dzieje? Nigdy nie urządzałam histerii, nienawidziłam dziewczyn które się tną i odchudzają, a tym bardziej cały czas ryczą. Stałam się jedną z tych ,,nastolatek z depresją"? Wmawianie sobie, że mam najgorzej na świecie nie miało sensu. Nie miałam już nikogo, ale miałam siebie. Byłam zdrowa, mogłam zacząć żyć na nowo, wcale nie potrzebowałam do tego pomocy Harry'ego. Mogłam to zrobić sama i być z siebie dumna. To nie była miłość, to co mnie z nim łączyło. Gdyby tak było, nie pozwolił by mi odejść. Co by powiedzieli rodzice gdyby mnie teraz widzieli? Pewnie, że mam być dzielna i nie siedzieć bezradnie, tylko zrobić coś ze sobą. W końcu i tak się kiedyś znowu spotkamy. Przestałam płakać i podniosłam spojrzenie. Będzie mi ich brakować, to oczywiste, ale los rzucił mnie na głęboką wodę. Jeżeli przetrzymam to, przetrzymam wszystko. Podniosłam się z ziemi. Poczułam, ze coś trzyma mnie na nogach. Jakaś nowa siła, której nie czułam. To tak, jakby zdecydowana ręka trzymała moją i nie pozwalała mi upaść. Zaczęłam sprzątać, pakować się. Miałam jeszcze trochę pieniędzy, oraz rentę po rodzicach. No i oczywiście pieniądze ze sprzedaży naszego domu. Byłam silniejsza i zdeterminowana.


*****

Dwa dni później stałam przed moim nowym domem. No nie powiem, był cudowny. Uśmiechnęłam się kiedy położyłam walizki na ganku i otworzyłam drzwi. Nie miałam żadnego kontaktu z chłopakami od ostatniego spotkania z Harrym, ale nie przeszkadzało mi to. Czasami patrzyłam tylko na telefon, chciałam, żeby zadzwonił, napisał, cokolwiek. Na początku jeszcze mnie bolało, że nawet nie chciał się dowiedzieć, czy żyję. A teraz sprawdzałam powiadomienia już odruchowo. Nie wiązałam z tym żadnych emocji. Zaczęłam się przechadzać po domu. W przedpokoju pachniało nowością. Jezu, ten dom jest idealny. Przechadzałam się po wszystkich pomieszczeniach: kuchni, salonie, łazience, garderobie i mojej sypialni. Wyszłam na balkon i rozejrzałam się. Widziałam stąd taras, ogród i basen. Zaciągnęłam się mocno powietrzem i rozłożyłam ręce. Uśmiechnęłam się. Zaczynałam wszystko na nowo, całkiem sama. Nagle z dołu usłyszałam dźwięk telefonu. ,,Jezu, w końcu!!!". Zbiegłam jak wariatka po schodach i rozpaczliwie szukałam telefonu. Chciałam usłyszeć jego głos, tak się za nim stęskniłam. Harry'emu jednak zależy! Przeskoczyłam przez kanapę i w końcu spojrzałam na wyświetlacz.
-Kurwa..-zaklęłam pod nosem.- Tak, słucham cię Louis?
-Jak się trzymasz? Chcesz się może spotkać? - nie wiedziałam co odpowiedzieć.- Anastazja? Jesteś tam?
-Tak, tak, przepraszam, zamyśliłam się. W sumie czemu nie, możesz do mnie przyjechać. Wyślę ci adres sms'em.
-Jak to? Po co mi twój adres, wiem gdzie mieszkasz. - zapytał zdziwiony.
-Przyda Ci się. - uśmiechnęłam się. Zakończyłam rozmowę i wysłałam mu adres. Wyszłam na werandę czekając na niego. Odpaliłam papierosa i usiadłam na ławce. 5 minut później zjawił się czarny samochód i wjechał na podjazd. Pomachałam zdziwionemu Louisowi, który właśnie wysiadał. Podbiegłam do niego i przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk. Popatrzyłam na niego uradowana. Ostatnimi czasy byłam taka szczęśliwa, uśmiech nie mógł zejść z mojej twarzy. Może to przez to, że wszystko zrozumiałam, wszystko nie było już tak skomplikowane. Patrzył na mnie zdziwiony, jednocześnie uradowany.
-Cała odżyłaś, co się stało? Dlaczego tutaj jesteśmy? Gdzie Harry? - zaczął wypytywać. Na dźwięk imienia Stylesa nie poczułam kompletnie nic, pustka. Ucieszyło mnie to jeszcze bardziej.
-Wejdźmy do środka, robi się ciemno. - zachęciłam go ręką i w podskokach pobiegłam do domu. Odwróciłam się przed drzwiami i zobaczyłam jak w moją stronę idzie mocno oszołomiony chłopak. Zaczęłam się śmiać kiedy zobaczyłam jego minę. Zamknęłam za nami drzwi i poskakałam do kuchni. Wyciągnęłam wino i usiadłam przy blacie. Nalałam je do dwóch lampek. Louis stał w drzwiach i patrzył na mnie jak na ducha.
-Brałaś coś? - zapytał zupełnie poważnie. Zaśmiałam się.
-Lou, wszystko jest takie proste. Posłuchaj, ostatnio doszłam do wniosku, że jedynymi ludźmi na których mogę polegać są moi rodzice. A co oni by powiedzieli? Że i tak się kiedyś spotkamy i, że mam żyć! Kupiłam ten piękny dom, przestałam się odchudzać, jem jak opętana, urosły mi cycki! Jestem najszczęśliwsza na świecie! - zaczęłam wirować w kuchni.
-To przez te cycki, one przynoszą szczęście. - zaśmiał się chłopak i usiadł przy barze.
-Po prostu moje odchudzanie i cięcie się były paranoją. Odkąd wyprowadziłam się od Harry'ego jestem taka szczęśliwa! - podeszłam i przytuliłam się do chłopaka.
-Dlaczego się wyprowadziłaś? - zapytał, cały czas tuląc się do mnie.
Usiadłam na krześle koło niego i opowiedziałam mu wszystko, co działo się przez te 3 dni odkąd widziałam go ostatni raz.
-Ale to nie ważne, ten temat jest zamknięty, a co u ciebie? Co się okazało? - zapytałam zaciekawiona dolewając sobie wina, które tak słodko grzało mnie od środka. Po co mi Harry skoro moja kochana buteleczka też daje mi ciepło, poprawia humor i na dodatek nigdzie nie odejdzie? No w sumie nie ma nóg...Gdyby Harry nie miał....Nie! Skup się Anastazja! Louis coś do ciebie mówi! Spojrzałam na niego tępym spojrzeniem.
-.....no i pojechałem do niej. Kazałem się jej przyznać i w końcu to zrobiła. Potem rozwścieczony wróciłem do willi. Dzwoniłem do Harry'ego, powiedział, ze niedługo znowu się do nas wprowadzi, ale kiedy pytałem o ciebie, mówił, że musi kończyć. - zakończył swoją opowieść chłopak a ja tylko pokiwałam głową.
-No tak, on ma tyle problemów, biedny chłopak. Aż mnie w gardle ściska ze wzruszenia. - zaczęłam udawać, ze wymiotuje, na co Lou zaśmiał się uroczo. Za chwilę tylko spojrzał na mnie wystraszony.
-Ja jestem samochodem, ja nie powinienem pić.
-W takim razie zostaniesz na noc, nie martw się. Najwyżej cię zgwałcę. - uśmiechnęłam się zadziornie. - A teraz podaj mi swój kufel, polewam! - krzyknęłam i czknęłam jednocześnie.
-Tobie chyba już wystarczy. - teraz już śmiał się w najlepsze. Spojrzałam na niego.
-Eeee, przesadzasz. - zaczynało kręcić mi się w głowie. - Masz ochotę na jakiś film?
-No pewnie, dzisiaj chyba leci ,,Zielona Mila" w telewizji. Co ty na to? - zgodziłam się. Rozsiedliśmy się na kanapie. Jakoś w połowie filmu płakaliśmy oboje ze śmiechu.
-TEN MURZYN JEST ZBOCZONY! NIENORMALNY JAKIŚ! - Darłam się. - Moją ulubioną postacią jest krzesło elektryczne. Mam nadzieje, że nikt się na nie nie zsika, nie wybaczyłam bym sobie tego.
-Tobie zdecydowanie starczy na dzisiaj - powiedział Louis zabierając mi butelkę. Spojrzałam na niego groźnie i rzuciłam się, by odzyskać swoją własność. Siłowaliśmy się chwilę na kanapie i śmialiśmy. W pewnym momencie chłopak złapał mnie za ręce, okręcił w okół siebie, tak, że teraz to on leżał na mnie. Ciężko oddychałam i patrzyłam w jego wielkie niebieskie oczy. Może to wina alkoholu, ale podobały mi się coraz bardziej, hipnotyzowały mnie. Zaczęłam zbliżać swoją twarz do jego. Czułam jego ciepły oddech. Chłopak dyskretnie spojrzał na moje usta. Byliśmy coraz bliżej, tak, że teraz mogłam zobaczyć siebie w jego powiększonych źrenicach. Zarzuciłam mu ręce za głowę. Był tak blisko.

1 komentarz: