-Lou jest pijany, kiedy wytrzeźwieje na pewno zrozumie. - powtarzałam sobie idąc w stronę Harry'ego.

-To jest mój nowy chłopak, ma na imię David.
-Ale ja jestem Alan. - odezwał się jego towarzysz.
-Zamknij się David. Nikt mnie nie kocha, więc zabieram go ze sobą. I nie obchodzi mnie co powiedziecie, ja też zasługuję na miłość! - powiedział, ledwo trzymając się na nogach. Język mu się plątał, i wyglądałoby to całkiem zabawnie, gdyby nie fakt, że nadchodzili paparazzi. Wzięłam Harry'ego za rękę i poprowadziłam za sobą. Ten zaczął się drzeć:
-DAVID! DAVID! KOCHANIE!
-Ale ja jestem Alan.....- usłyszałam tamtego.
-Okłamałeś mnie? A to się jeb, ja mam nową dziewczynę. - tu wskazał na mnie. Z niedowierzaniem pokręciłam tylko głową i wyciągnęłam go z klubu. Złapałam taksówkę i wpakowałam go do środka. Kiedy już jechaliśmy, ten siedział wesoły i śpiewał sobie. Spojrzałam na niego z politowaniem.
-Uspokój się, niedługo dojedziemy. Harry, spójrz na mnie. HARRY! - złapałam go za rękę, a ten spojrzał najpierw na nią a potem na mnie. Uśmiechnął się głupio.
-Tak skarbie? - zapytał. Miał potargane włosy i siedział rozwalony na fotelu.

-No to sobie pogadaliśmy. - powiedziałam zła, odpychając go od siebie. Co to było? Czemu mi się podobało? Boże, Harry mi się podobał...Przyznałam się sama przed sobą do tego, czego się najbardziej obawiałam. Kurwa. Dobra, nie ważne. W sumie to, że podoba mi się jakiś chłopak, to nie zdrada, nie zakochałam się w nim. Kochałam tylko Louisa. Tak, właśnie tak. Opuściłam głowę i tylko ukradkiem rzucałam spojrzenia w stronę Harry'ego, który robił to samo. Kiedy dojechaliśmy, wzięłam go za rękę i szybko zaprowadziłam na górę. Nie chciałam się do niego dzisiaj przytulać, bałam się, że może dojść do czegoś więcej. Otworzyłam jego pokój, wcześniej wyciągając kartę do niego ze spodni chłopaka, tym samym wywołując u niego napad śmiechu. Wepchnęłam go do środka i zamknęłam za nami drzwi. Styles rzucił się na łóżko twarzą w dół. Podeszłam do okna i wyciągnęłam fajkę z torebki. Odpaliłam ją i zaczęłam zaciągać się dymem. Harry serio był zalany, w ogóle na to nie zareagował. Co ja teraz mam zrobić z Louisem? Nie obrazi się o taką pierdołę, jestem pewna, nie ma przecież 5 lat. A jeśli? Nagle usłyszałam krok.
-Louis...-wyszeptałam i wybiegłam na korytarz, zostawiając Hazze samego.
Zobaczyłam tylko jego plecy i drzwi do naszego pokoju się zamknęły. Nacisnęłam na klamkę i popchnęłam. Lou odwrócił się do mnie.
-Czego? - zapytał.
-O ile się nie mylę, to też mój pokój. Poza tym, przyszłam sprawdzić jak się trzymasz. - powiedziałam, udając pewną siebie.
-Zapytaj się swojego kochasia z klubu lepiej, jak on się trzyma. - warknął.
-O Jezu, straszne, tańczyłam z innym chłopakiem, tragedia. Przestań się wygłupiać, ja nie mam ci za złe, że tańczysz z innymi. - przewróciłam oczami.
-To całkiem inna sytuacja.
-Dlaczego inna? - zaczął mnie irytować.

*****Rano******
Podniosłam się, przecierając oczy i wyłączyłam telewizor. Leniwym krokiem udałam się pod prysznic. Szybko się odświeżyłam, i ubrałam w koszulkę i dresy Harry'ego. Wyglądałam jak w worze, bo chłopak był ode mnie 20 cm wyższy, ale teraz mi to jakoś nie przeszkadzało. Nie chciałam iść do siebie, po swoje rzeczy. Równałoby się to, do konfrontacji z Louisem, a na to nie miałam najmniejszej ochoty. Spojrzałam na zegarek.
-Ja pierdole...Harry! - krzyknęłam i udałam się w stronę miejsca, gdzie spał. Weszłam do oddzielonej od reszty pokoju sypialni. Było tu strasznie duszno, więc otworzyłam okno. Obróciłam się w stronę łóżka. Podeszłam do niego i usiadłam na skraju.
-Harry, wstawaj. - wyszeptałam mu do ucha. Ten tylko mruknął coś niezrozumiale. Zaczęłam palcami jeździć po jego szyi. Chłopak odwrócił się plecami do mnie i schował się pod kołdrę.
-Zgaś światło. Ja pierdole jak mnie boli głowa...-zaczął jęczeć. Ściągnęłam z jego głowy kołdrę i wskazałam na stolik przy łóżku.
-Masz tutaj wszystko i skończ jękolić.
-Dlaczego ukradłaś mi ubrania? - zapytał uśmiechnięty.
-Ja w nich lepiej wyglądam. A teraz wstawaj, za godzinę wywiad. Zrób z sobą porządek śmierdzielu!
-Już idę, mamo. - powoli zwlekł się z łóżka i udał się w stronę łazienki. Pościeliłam mu łóżko i zrobiłam śniadanie. Wyszedł półprzytomny.
-Ooo, dziękuję, jesteś taka słodka. - pocałował mnie w policzek.
-Tak w ogóle, co się wczoraj stało? - zapytał, zapychając się kanapką. Westchnęłam i opowiedziałam mu wszytko.
-Wszystko fajnie, tylko nie rozumiem jednego....Dlaczego spałaś na kanapie? - zdegustowany spojrzał na mnie, na co ja zareagowałam śmiechem.
-Bo wczoraj byłeś napalony i nie chciałam ryzykować.
-A nie denerwuj mnie nawet, wczoraj to ja byłem napalony na jakiegoś Alana, czy tam Davida. Nie śmiej się ze mnie! - zdenerwował się i oburzony odwrócił się ode mnie. Kiedy jednak widział, że jego udawany foch nie działa machnął na mnie ręką.
-Dobra, ja wychodzę, możesz tu siedzieć ile chcesz. Pogadam z Lou....

-Co ci się stało? - zapytałam, podnosząc ubranie i wieszając je na wieszaku.
-Mi nic, ale pogadaj z nim dzisiaj, ja już nie wytrzymuję. - spojrzał na mnie i załamał ręce.
-No dobra, już do niego idę, pogadamy za chwilę. - minęłam go i wyszłam. Drzwi do mojego pokoju były otwarte. Na łóżku siedział Louis.
-O co chodzi? - zapytałam i usiadłam koło niego. Spojrzał na mnie i się odsunął. Przewróciłam oczami.
-No co? Mam się cieszyć, że tu jesteś? - zapytał zły.
-Powiesz mi, w czym ty widzisz problem? Myślałam, że to kwestia alkoholu, ale teraz jesteś trzeźwy i dalej zachowujesz się tak samo. O co ci chodzi? - zapytałam.
-Zostawiłaś mnie wczoraj...- nie patrzył na mnie, tylko wbił wzrok w ziemię.
-BO MNIE WYRZUCIŁEŚ Z POKOJU! - krzyknęłam już wkurwiona.
-Jakoś tego nie pamiętam. - rzucił obojętnie.
-Bo byłeś pijany. Louis, cały dzień strzelasz na wszystkich fochy o nic, a nikt ci nic nie zrobił. Co się dzieje? - złapałam go za rękę. Byłam pewna, że ją wyrwie, ale nie zrobił tego. Spojrzał na mnie.
-Nie wiem. Martwię się sytuacją z wczoraj. Martwię się o nas. - powiedział smutno.
-Histeryzujesz. - skwitowałam. - Kochanie, nie masz się o co martwić. - pocałowałam go. Uśmiechnął się smutno.
-Co jeszcze? - zapytałam przeczesując mu włosy palcami.
-Ja..nic, nic. Kocham cię. - przytulił się do mnie.
-Ja ciebie też. - pocałowałam go w szyję. Myślałam teraz o zachowaniu Harry'ego. Czemu był taki wściekły? W sumie może lepiej nie dociekać, to ich sprawa.
-Poczekaj chwilkę. - powiedziałam i wstałam. Udałam się do pokoju Stylesa . Weszłam bez pukania, i zastałam go, jak siedział na kanapie. Oglądał telewizję i nucił coś, bawiąc się rzemykiem na ręce. Odwrócił się w moją stronę.
-I co? - zapytał.
-Pogodziliśmy się, powiedział, że martwi się sytuacją z wczoraj i tyle. Wytłumaczyłam mu, że nie ma powodów do zmartwień. I już dobrze. - uśmiechnęłam się do niego. Ten podniósł brwi i wrócił do poprzedniego zajęcia.
-Dzięki, że tu posprzątałaś. Kochana jesteś. - burknął. Podeszłam do kanapy i przytuliłam go od tyłu. Ten złapał mnie za ręce i przeciągnął do siebie. Zaśmiałam się, ale widząc jego poważną minę, spoważniałam.
-Wiesz, że możesz na mnie zawsze liczyć. Pamiętaj o tym. - uśmiechnął się smutno i mnie puścił. Ja zszokowana wstałam, wzięłam walizkę i wróciłam do siebie. Louis uśmiechnął się do mnie słodko, kiedy stałam w drzwiach. Boże, on jest cudowny. Podeszłam do niego, zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam. Louis najwyraźniej się stęsknił bo zrobił się nachalny i rzucił mnie na łóżko. Nie protestowałam, w sumie też tego chciałam. Ściągnęłam z niego koszulkę, a on zajął się moją. Chwilę później leżałam na nim w samej bieliźnie. Chłopak najwyraźniej dopiero się rozkręcał.
*********godzinę później*********

-Wzajemnie. A teraz podaj mi ubrania. - chłopak się nie ruszył. Rzuciłam w niego poduszką i sama wstałam. Ubrałam się w luźną koszulkę i jakieś majtki. Chłopak podążał za mną wzrokiem. Odwróciłam się.
-No co? - zapytałam wesoło.
-Ja tak dłużej nie mogę...- dostrzegłam coś dziwnego w jego oczach. Przestraszyłam się i podeszłam do niego.
-Jak to nie możesz? O co chodzi? - zapytałam.
-Ja już nie mogę cię okłamywać. - usiadł na łóżku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz