wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 37



- Haaalo! Hej, obudź się wreszcie. Słyszysz mnie? - słyszałam nieznany mi męski głos. Strasznie bolała mnie głowa i nie mogłam otworzyć oczu. 
- Ach, co za ból. - jęknęłam niemal bezgłośnie.
- Ty żyjesz? Jezu jak dobrze myślałem, że już po tobie. - uśmiechnął się do mnie lekko. Widać było, że się martwił. Czyli jednak to wszystko to był jeden koszmarny sen. Ciekawe ile byłam nieprzytomna, bo sen ciągnął się w nieskończoność. Matko, śniło mi się, że oblali mnie kwasem i miałam operację, i miałam nową twarz zupełnie inną, a oczy te same. Za dużo informacji naraz. Pamiętam tylko tyle, że widziałam jak jakieś bandziory kopią leżącego i wrzeszczącego wniebogłosy chłopaka, i tylko tyle mi się przypomina. Ani chwili więcej. Polska to jednak dziwny kraj.
- Mateusz? - spytałam się. Jak widać mocno go zszokowałam, bo nie wiedział o czym mówię.
- To my się znamy? - zapytał niepewnie.
- Naprawdę nie wiem dlaczego, ale śniłeś mi się, ja tak jakby cię uratowałam, bo ktoś cię bił i oblali mnie kwasem i twój tata zmienił moją twarz całkowicie. - opowiedziałam mu mój dziwny sen.
- Wiesz, tak naprawdę to mnie uratowałaś, ale nie oblano cię kwasem, tylko straciłaś przytomność. Część tego snu jest niestety prawdziwa. - uśmiechnął się krzywo
- Tak w ogóle jestem Anastazja. - przedstawiłam mu się. - Powiedz mi co się stało.
- Straciłaś przytomność po tym jak jeden z tych zakapturzonych gości uderzył cię w głowę. - mówi, przyglądając mi się uważnie.
- Uratowałeś mnie! - wykrzyknęłam i rzuciłam mu się w ramiona.
- Och, nie spodziewałem się tego. Poza tym to ty najpierw mnie uratowałaś. Kiedy się przewróciłaś, tamte bandziory uciekły. Nie wiem jak mam Ci dziękować. - spuścił głowę.
- Naprawdę nie masz za co przepraszać ani dziękować. Mogłeś przecież uciec i mnie zostawić, ale zostałeś i się mną zaopiekowałeś. - nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Porozmawiamy po drodze, zawiozę cię do szpitala. - wziął mnie pod rękę, zaprowadził pod drzwi samochodu i otworzył je. ,, Prawdziwy gentleman'' , pomyślałam i uśmiechnęłam się na samą myśl.
- Coś cie śmieszy? - spytał. - Mam coś na twarzy? - zaczął dotykać się buzi z dziwnym grymasem.
- Haha nic nieważne. Nie jesteś brudny, nie martw się. - ten zaśmiał się tylko i po chwili ruszyliśmy. W drodze do szpitala zastała nas niezręczna cisza. Musiałam to przerwać.
- Skąd jesteś? - spytałam nagle.
- Na razie mieszkam w Warszawie, ale za niedługo wyjeżdżam do Anglii studiować. - oznajmił mi Mateusz.
- Woow, no to mnie zaskoczyłeś. Ja mieszkam w Anglii, ale do Polski przyjechałam, żeby pozałatwiać różne sprawy tutaj. A co masz zamiar studiować? - zapytałam z ciekawością.
- Jeszcze tak naprawdę nie wiem, ale muszę się zacząć myśleć nad tym poważnie. - uśmiechnął się smutno.
- Jesteśmy na miejscu! - krzyknęłam i weszliśmy. Musieliśmy trochę poczekać na lekarza, który miał nas obejrzeć. Ja miałam rozciętą głowę, kilka siniaków i guza na głowie. Mateusz za to miał okropne ślady pobicia. Wyglądało to strasznie. Lekarz przepisał mu leki przeciwbólowe i maść, którą miał stosować na większe rany. Ja nic szczególnego, tabletki na ból głowy i gwarancję na tydzień w łóżku. Ciekawe co robi Barbara. O, właśnie! Barbara. Ja pierdole, jak ja mogłam zapomnieć, żeby do niej zadzwonić? Jak tylko wrócę do domu, chwytam za telefon i dzwonię do niej.
- Mateusz, dziękuję ci bardzo za wszystko, ale mam jeszcze jedną prośbę. Czy mógłbyś mnie podwieźć do domu?
- Jasne, nie ma sprawy. Jak się trzymasz?
- Powiem ci, że sama jestem zszokowana, ale nie jest tak źle.
- Ja za to mam stłuczone żebra i muszę nosić ten nieznośny bandaż przez dwa tygodnie. - stwierdził  z grymasem Matt.
- Wpadnij do mnie chociaż na chwilę na kawę. Proooszę? - spojrzałam na niego błagalnie.
- Przepraszam, ale muszę jechać do domu porozmawiać z tatą o tym co się stało i ustalić ostatnie szczegóły dotyczące mojego wyjazdu do Anglii.
- Okej, nie ma sprawy. Daj mi swój numer. Może razem polecimy do Anglii. - zaproponowałam z nutką niepewności w głosie.
- Już, moment. Jak dojedziemy to ci podam.

****** 

- Halo, Barbara? 
- O! An, wreszcie dzwonisz. Jak tam lot? - spytała.
- Lot okej, ale potem niekoniecznie fajnie.
- Zaraz, co się stało? An? - pytała nerwowo Barbie.
- Spokojnie. Bo chodzi o to, że miałam mały wypadek. - bałam się jak zareaguje.
-Co?! Jak to?! - darła się już do telefonu Barbara.
- Już mówię. Szłam do kliniki, w której są dostępne operacje plastyczne. Chciałam tylko zrobić małą korektę nosa. Ale moje plany poszły się jebać troszeczkę. Po drodze przechodziłam obok jakichś starych kamienic. Słyszałam, że ktoś wrzeszczał i nie dawało mi to spokoju. Poszłam w tę stronę i zobaczyłam jak trzech zakapturzonych gości kopie leżącego chłopaka. Przeraziłam się i krzyknęłam do nich, żeby go zostawili i tylko tyle pamiętam, ale Mateusz mi powiedział, że jeden z nich uderzył mnie czymś mocno w głowę, upadłam i straciłam przytomność. - wyjaśniłam jednym tchem.
- Jezu Anastazja! Czy ty nie umiesz żyć jednego dnia bez szaleństw?! - wykrzyczała do telefonu po czym złagodniała trochę. - Zaraz, a kto to jest Mateusz?
- To jest ten chłopak, którego pobili tamte bandziory.
- O matko, nie wiedziałam. Nic wam nie jest obydwóm?
- Ja mam tylko lekko rozciętą głowę, guza i siniaki, ale Mateusz został pobity także nie za fajnie wygląda. Do tego wszystkiego ma żebra stłuczone. Masakra jednym słowem. Powiem Ci, że on mega przystojny jest! - ostatnie zdanie wypowiedziałam podniesionym tonem.
- Ale ty jednak głupia jesteś. - westchnęła Barbara.
- No co? A sama jesteś głupia.- odgryzłam się jej.
- Dobra nie zawracam ci już głowy. Śpij dobrze, dobranoc! A! I nie zapomnij, żeby zadzwonić do mnie jak wstaniesz okej?
- Dobrze, dobrze. Dobranoc. - pożegnałam się z nią i pognałam spać.



***** Przepraszam, że rozdział jest trochę krótki, ale zaczynam sama pisać i się nie przyzwyczaiłam/ Lena ;* ******

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz