czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 5

*******Słyszałam krzyki. Chciałam biec w stronę ich źródła. Ale nie mogłam. Jedyne co wtedy potrafiłam to wrzeszczeć ,,nienawidzę cię!". Stałam bez ruchu i uśmiechałam się, kiedy Piotrek wyjmował nóż z ciała mamy. Podszedł do mnie uśmiechnięty. ,,Teraz już nic nie stoi nam na drodze" - wyszeptał. Dopiero po chwili zrozumiałam co się stało. Zaczęłam się szarpać i błagać, by mnie zostawił. Wtedy moja mama podniosła się z ziemi cała zakrwawiona i spojrzała na mnie.
- Jak mogłaś? - powiedziała. *******


-Anastazja! Anastazja obudź się! - ktoś stał nade mną. Otworzyłam oczy i zobaczyłam przestraszoną twarz Harry'ego. - To tylko sen, spokojnie. - przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Nie wiedziałam co się dzieje. Ręce mi się trzęsły, nie byłam w stanie siedzieć o własnych siłach. Łzy mimowolnie płynęły mi z oczu. To nie był sen, to była prawda. Ja to czułam.
-Ciii, już dobrze. - Uspokajał mnie chłopak. On mnie nie rozumiał. Nie przeżył tego. Nikt inny tego nie przeżył. Byłam sama ze sobą. Obrzydzałam się. Nie chciałam nawet na siebie patrzeć, nie chciałam by ktoś inny na mnie patrzył. Gdybym wróciła od razu do domu, mogło by to wyglądać inaczej. Nie chciałam powiedzieć mamie, że jej nienawidzę. Kochałam ją, nadal kocham. Coraz trudniej było mi oddychać przez łzy. Nie chciałam przytulać się do nikogo, tym bardziej do kogoś, kto zasługiwał na więcej niż taka histeryczna, obrzydliwa i nieczuła osoba jak ja. Odepchnęłam od siebie Harry'ego i pobiegłam po schodach w dół. On siedział oszołomiony jeszcze przez chwilę na łóżku, po czym zaczął mnie gonić.
http://37.media.tumblr.com/75947bfe1eb0a4ea706f5b04a6af3d24/tumblr_n44vvh2fiK1tylvnco1_400.gif-Poczekaj, proszę Cię! Nie rób nic głupiego! - nie słuchałam go. Zamknęłam się w łazience na dole. Chce to skończyć, Chce skończyć ze sobą. Zobaczyłam na pralce moje zbawienie. Leżały na niej nożyczki. Szybko wzięłam je i powoli zaczęłam nacinać sobie rękę. Słyszałam stłumione wołanie Harry'ego i odgłos dobijania się do drzwi. Jednak to wszystko wydawało się być takie odległe, takie obce. Coraz mocniej wbijałam ostrze nożyczek. Całe moje nogi i podłoga były we krwi. Zamachnęłam się by wbić je ostatni raz, kiedy nagle drzwi gwałtownie otworzyły się. Ktoś wyrwał mi nożyczki i wyrzucił je przez okno. Przez łzy nie widziałam co się dzieje. Ból rozsadzał moją głowę. Postać wzięła mnie na ręce i przeniosła w inne miejsce. Posadziła mnie po chwili na kafelkach i oparła moje plecy o ścianę. Zaczęła zajmować się moją ręką. Poczułam pieczenie a później ucisk. Głowa zaraz miała mi eksplodować. Błagałam, by pozwolił mi umrzeć. Przestałam czuć krew spływającą po ręce. Zaczęłam powoli odzyskiwać pełną kontrole nad sobą. Otworzyłam szerzej oczy i chciałam wytrzeć ostatnie łzy dłonią, niestety okropny ból mi to uniemożliwił. Zamrugałam kilka razy gwałtownie i zobaczyłam bandaż mocno opięty w miejscu moich ciętych ran. Podniosłam głowę i zobaczyłam stojącego przy blacie Harry'ego. Cały blady, roztrzęsiony. Trzymał w dłoni tabletki. Schylił się do mnie i podał mi je.
-Połknij to. - rozkazał, po czym podał mi wodę. - To leki na uspokojenie.
Pokornie zrobiłam co kazał. Usiadł koło mnie i położył rękę na moim udzie. Siedzieliśmy nie rozmawiając ze sobą kilka minut.
-Przepraszam. - powiedziałam słabym, zachrypniętym głosem, tym samym przerywając ciszę między nami.
Spojrzał na mnie. Nie uśmiechał się, ale w jego oczach widziałam ulgę.
-Dobrze, że nic ci nie jest. Nawet nie wiesz jak bardzo się o Ciebie bałem - głos prawie mu się łamał. Był chyba przestraszony bardziej niż ja, ale dzielnie nie chciał dać tego po sobie poznać. Chciał, żebym myślała, że jest spokojny i mam w nim pewne oparcie.
-Przepraszam- powtórzyłam, widząc do jakiego stanu go doprowadziłam.
-Nie rób tego nigdy więcej - przysunął się do mnie i mocno przytulił. Nie płakałam już, nie miałam siły.
-Która godzina? -zapytałam.
- 2:30, zerwałaś się tak nagle. Wcześniej spałaś w miarę spokojnie.
-Jestem zmęczona. - Rzeczywiście, oczy zamykały mi się same.
-Wracajmy do łózka - podniósł się i podał mi dłoń. Weszliśmy trzymając się za ręce po schodach.
Położyliśmy się koło siebie. Wpatrzona byłam w sufit. Czułam jego dłoń na mojej. Myślałam, że już śpi, kiedy nagle się odezwał.
-Nie zaśniesz, prawda? -uśmiechnął się do mnie.
-Chyba nie.
-Chodź do mnie. - powiedział i rozłożył ręce. -  Nic ci nie zrobię. - dodał, widząc moją zdziwioną minę.
Przysunęłam się bliżej a on objął mnie i mocno do siebie przyciągnął. Wtulona w jego tors czułam ciepło które od niego biło. Jego oddech na moich włosach, ręce na plecach.
-Postaraj się o tym nie myśleć. Spróbuj. - pocałował mnie w czoło.
Zaczął cicho coś nucić. Bałam się zasnąć, myślałam, że znowu zobaczę to co wcześniej.
-Musisz zacząć jeść normalnie. - z moich przemyśleń wyrwał mnie jego głos.
-Jem zupełnie normalnie i zdrowo.- odpowiedziałam zdenerwowana.
-Wyglądasz jak pół człowieka, martwię się o Ciebie. Chodzisz w workowatych ubraniach, żeby nikt nie zobaczył, że znikasz. Dlaczego zaczęłaś się odchudzać? Od dawna masz Anoreksje?
-Wcale nie mam. Po prostu się odchudzam, dla własnego poczucia spełnienia, że robię coś dobrego dla siebie. Zawsze byłam gruba. Nigdy nie będę wyglądać tak jak bym chciała, ale chcę się o to starać.
-Poświęcisz dla tego swoje zdrowie? - zapytał nagle.
-Poświęcę całą siebie.
-Czy ty słyszysz co mówisz? Anastazja, musisz się podnieść i walczyć ze swoją słabością. Masz mnie, masz we mnie wsparcie, zawsze i wszędzie. Musisz zacząć żyć normalnie.
Ruszyły mnie jego słowa. Nie miałam już chłopaka, dla którego musiałabym być piękna. Nie miałam rodziców, którzy by się o mnie troszczyli i dbali o mnie. Miałam tylko siebie. Zrozumiałam, że cięcie się do niczego nie prowadzi. Nie uwolni mnie od mojego poczucia winy. Po tej krótkiej rozmowie spojrzałam na wszystko z innej strony. Czułam jak chłopak wtula głowę w moją szyję.
-Zrozum, nie mogę cię stracić. - wyszeptał prosto do mojego ucha. Uśmiechnęłam się. Naprawdę jestem dla kogoś ważna, komuś na mnie zależy. Nie wiem, czy właśnie się zakochałam. Odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam mu w oczy. Mogłabym tak leżeć cały czas, był moją ucieczką od problemów. Harry podniósł się na rękach, tak, że teraz był nade mną.
http://3.bp.blogspot.com/-gA_GS99lKMY/UlQKY3NQXeI/AAAAAAAAAKE/44l-Vf-yM-0/s1600/tumblr_mkfiy5M1Dy1s3m0ajo1_500.gif- Nigdy więcej nie rób sobie żadnej krzywdy. Schylił się i przybliżył swoją twarz do mojej. Delikatnie pocałował mnie w nos. Nie chciałam by ta chwila się kończyła. Każdy ruch, spojrzenie, napawało mnie taką radością i ciepłem. Znowu się położył. Przysunął się. Objął mnie ramieniem i cicho powiedział:
-Dobranoc. - wtulił się we mnie mocno.
-Dobranoc. - odpowiedziałam, delikatnie się uśmiechając.


******


Znowu to samo. Słońce świeci mi w oczy i budzi mnie bezczelnie. Nie chciałam wstawać, było mi tak wygodnie. Przez moje myśli przesuwały się obrazy z wczorajszej nocy. Miałam przed oczami ten boski uśmiech Harry'ego. Obróciłam się na bok i ręką zaczęłam szukać jego ciepłego torsu. Jednak poczułam tylko zimne, wolne miejsce obok. Poderwałam się gwałtownie. Byłam jednak w dalszym ciągu w domu letniskowym jego i chłopaków. Czyli musiał być gdzieś w pobliżu. Wstałam z łóżka. Nie miałam ze sobą żadnych ubrań, więc założyłam tylko świeżą bieliznę i koszulkę chłopaka. Zeszłam na dół i zobaczyłam go w kuchni. Usiadłam na podłodze w salonie, tak, żeby mnie nie usłyszał. Pogwizdywał sobie cicho. Przyglądałam mu się z zaciekawieniem. Rozbierałam go wzrokiem, dokładnie oglądałam każdy kawałek jego ciała. Było takie doskonałe, wyrzeźbione, męskie, piękne. Potem spojrzałam na siebie. Grube nogi z mnóstwem blizn, zabandażowana ręka z lekko przemoczonym od krwi bandażem. Byłam żałosna, nie mogłam się zmienić. Przypomniało mi się co obiecałam Harry'emu wczoraj w nocy. ,,Nie jesteś gruba idiotko" - zaczęłam sobie wmawiać. ,,Jesteś chuda, jesteś bardzo chuda"....nie działało. Musiałam przełamać barierę i zacząć jeść, mimo, że na początku będzie się to wydawać nieosiągalne. Miałam jednak dla kogo walczyć. Zaczęłam rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu mojego szczęścia, jednak chłopaka nie było. Wstałam i rozejrzałam się. Nagle coś zasłoniło mi oczy.
- Idioto prawie umarłam ze strachu! - krzyczałam, patrząc jak za mną śmieje się uradowany Harry.
- No przepraszam, nie mogłem się powstrzymać! - wykrztusił.
- Bardzo śmieszne! Nie było cię rano, przestraszyłam się. - podeszłam do niego i wplotłam mu palce we włosy.
- Robiłem tylko śniadanie dla nas, spokojnie. - dalej się uśmiechał, najwidoczniej zadowolony z faktu, że tak się nim przejmowałam. Patrzyłam na niego i próbowałam się uśmiechnąć, ale coś po prostu mi nie pozwalało.
-Coś cię męczy?
-To co zwykle. Ja nie umiem się pogo...- przerwał mi dzwonek do drzwi.
-Pójdę zobaczyć kto to. - Harry wstał, a ja za nim. Podeszliśmy do drzwi. Ja skulona za nim obserwowałam całe zdarzenie. Chłopak uchylił drzwi i zawołał:
-Louis, co ty tu robisz? Co ci się stało? Dlaczego ty płaczesz? 

środa, 30 lipca 2014

Rozdział 4

Stałam jak wryta i czułam jak wali się mój cały świat kiedy słuchałam jak policjant opowiada mi o zaistniałej sytuacji. O tym jak doszło do mordu i jak oboje zginęli. W oddali widziałam i słyszałam szamoczącego się Piotrka. Miał całe ręce we krwi moich rodziców i zdawało się, że nie wiedział co się dzieje. Na pewno znowu był na haju. Przyznał mi się, że ćpa odkąd wyjechałam. Nie zważając na to, że policjant dalej coś do mnie mówił zaczęłam iść w jego stronę. Kiedy byłam już blisko ktoś złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Mogłam więc tylko krzyczeć w jego kierunku:
-Morderca! Zgnijesz w piekle, nie daruję Ci tego nigdy! Nienawidzę Cię! - nawet nie płakałam, Nie byłam w stanie. Czułam tylko nienawiść. Nawet jeśli nie miałam dobrych relacji z rodzicami to bardzo ich kochałam. Nie umiałam zebrać myśli. Najbardziej bolało mnie, że przed śmiercią powiedziałam mamie, że jej nienawidzę.
-Ja...ja nie wiem dlaczego...-zaczął chłopak. Wtedy nie wytrzymałam. Wyrwałam się z uścisku policjanta i podbiegłam do niego. Zaczęłam go szarpać i krzyczeć:
-Nie wiesz dlaczego? Coś ty powiedział? - splunęłam mu w twarz. Funkcjonariusz znowu mnie złapał a ja patrzyłam na chłopaka z obrzydzeniem i nienawiścią.
Odprowadzili mnie na bok i ktoś z karetki dał mi coś na uspokojenie. Posiedziałam chwilę bez ruchu kiedy wybuchłam niepohamowanym płaczem. Nie byłam w stanie nawet podnieść głowy, a tym bardziej odpowiadać na pytania zadawane przez policję. Zawinęli mnie w koc i musiałam złożyć zeznania. Walczyłam sama ze sobą, by powiedzieć jakiekolwiek zdanie. Nie pamiętam prawie nic z rozmowy, nie rozumiałam sensu połowy wypowiedzi.

-Czy chcesz przenocować na komisariacie? - zapytał mnie policjant. Nic nie odpowiedziałam, dalej siedziałam bez ruchu. Tylko z moich oczu kapały łzy. Uznał to za zgodę i przewiózł mnie w swoim radiowozie na komisariat. Tam zajęła się mną tylko miła funkcjonariuszka. Przyniosła mi ciepłą herbatę. Normalnie podziękowałabym jej, ale w tym stanie nie miałam na to siły. Pamiętam tylko urywki z tamtej nocy. Co chwilę budziłam się z wrzaskiem. Kilka razy miałam wrażenie, że to co się stało to tylko sen. Niestety rzeczywistość uderzyła mnie w twarz. Rano podniosłam się delikatnie z fotela na którym siedziałam. Podziękowałam za troskę i z powrotem udałam się do domu. Właściwie mojego byłego domu. Miałam zamiar go sprzedać i wyprowadzić daleko od niego. Nie mogłam wrócić do Polski - nie miałam do kogo. Bardzo ciężko było sprzedać to miejsce. Po kilku dniach szukania potencjalnego kupca w końcu znalazłam. Wziął go za bardzo niską cenę. Znalazłam mieszkanie blisko centrum Londynu. Wyprowadziłam się z hotelu w którym aktualnie mieszkałam i od razu pojechałam na miejsce. Mieszkanie było zupełnie przeciętne. Dopiero tutaj poczułam, że mogę być sobą i dać upust swoim emocjom. Siedziałam na podłodze z żyletką w ręce i krzyczałam z rozpaczy. Nie wiedziałam co ze mną będzie. Nie miałam pieniędzy, rodziców, nie miałam nic. To był mój koniec. Nie byłam wstanie nawet myśleć o tym, żeby się podnieść. Przesiedziałam tak bezczynnie prawie tydzień. Aż do pogrzebu rodziców. Wtedy pierwszy raz od tych 4 dni zrobiłam coś innego niż siedzenie, palenie i cięcie się. Uczucie głodu który właściwie wysysał mój żołądek nie dawało mi juz żadnej satysfakcji. Nic mi jej nie dawało. Powoli podniosłam się z kanapy i ubrałam na czarno. Wyszłam z bloku i oślepił mnie blask słońca. Tak dawno go nie widziałam. Założyłam okulary. Autobusem pojechałam w stronę cmentarza. Ostatni kawałek przeszłam na nogach dopalając kolejnego papierosa. Na cmentarzu nie było prawie nikogo, ja, ksiądz i jacyś klienci rodziców. Stałam z boku i przyglądałam się wszystkiemu. Nie mogłam już płakać, byłam zbyt zmęczona. Ostatnie łzy leniwie spływały w dół po moich policzkach. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. Podniosłam zdziwiona głowę i zobaczyłam. Harry'ego. Uśmiechał się smutno. Wtuliłam się w jego tors i rozpłakałam się na dobre.
-Jestem tu, nie jesteś sama. Nie zostawię Cię teraz - szepnął cicho gładząc moje włosy. Staliśmy tak przez cały pogrzeb. Kiedy się skończył położyłam na grobie kwiaty. Spojrzałam na kamienną płytę i powiedziałam:
-Będę za wami tęsknić.
Szybko oddaliłam się z cmentarza. Byłam już na ulicy, kiedy usłyszałam:
-Anastazja, poczekaj! - Harry podbiegł do mnie. - Mówiłem, że Cię nie zostawię.
-Proszę cię, daj mi spokój. - nie miałam ochoty rozmawiać z nikim. Chciałam wrócić do mieszkania i dalej umierać tam razem z rodzicami. Ale on złapał mnie za rękę. Poczułam przerażający ból.
-Kurwa Styles! - wrzasnęłam.
-Widzę jak się głodzisz, zapadły ci się policzki. Nie mogę patrzeć jak umierasz! - również krzyczał. Kiedy zobaczył, że patrze zdenerwowana na swoją rękę i próbuję ją wyrwać wszystko zrozumiał. Gwałtownie szarpnął rękaw.
-Jezu...-szepnął cicho. - Wsiadaj natychmiast do mojego samochodu.
To w jaki sposób na mnie spojrzał i to powiedział lekko mnie przeraził. Posłusznie podążyłam za nim cicho płacząc.
Jechaliśmy już jakiś czas bez słowa, nawet na siebie nie patrząc. Rozpaczliwie próbowałam opuścić rękawy.
-Zostaw to. Nie ruszaj -  powiedział.
Dojechaliśmy do domu, którego nigdy wcześniej nie widziałam. 
-Gdzie jesteśmy?
- W moim domu, przyjeżdżamy tu z chłopakami na wakacje. Wysiadaj. - powiedział oschle.
Po chwili siedzieliśmy w salonie.
- Możesz mi wyjaśnić co się z tobą dzieje? - zapytał od razu.
- To co zawsze. Nie daje sobie rady z niczym.
- Możesz dokładniej?
- Kurwa mać! - nie wytrzymałam - Tne się od 3 lat, głodzę od 2, nie radzę sobie ze sobą, nienawidzę się, wcześniej nienawidziłam rodziców, a teraz ich nie ma. Chce się zabić ale nie mam odwagi. Nic mi już w życiu nie wyjdzie, mam po prostu przesrane, jestem z góry skreślona. Chłopak którego kochałam okazał się ćpunem i mordercą. Nie mam rodziny, nie mam gdzie się podziać, żyć chyba będę z renty po rodzicach. Będę się ciulać po świecie bo nie stać mnie na to, żeby się podnieść, jestem po prostu za słaba. To chciałeś usłyszeć?  - teraz już krzyczałam i płakałam jednocześnie. Usiadłam na ziemi ciężko oddychając. Harry siedział i słuchał mnie uważnie. Nie miał żadnego wyrazu twarzy. Podniósł się po chwili, usiadł koło mnie i mocno przytulił.
- Przestaniesz się głodzić i ciąć. Jesteś silna, wierzę w Ciebie. Pomogę Ci, nie zostawię cię już nigdy. Możesz mieszkać tutaj, nawet zawsze. Albo u mnie i u chłopaków. Albo gdziekolwiek będziesz chciała, pomogę Ci. Pójdziesz na terapię i wszystko będzie dobrze. Nie będziesz już nigdy sama. - przytulał się do mnie i delikatnie mnie kołysał. Odwróciłam swoją twarz w jego stronę i spojrzałam mu w oczy. Odgarnął kosmyk włosów spadający mi na twarz.
-Dziękuję, dziękuję ci tak bardzo. Możesz na mnie liczyć już zawsze. - powiedziałam cicho.
-A ty na mnie. - uśmiechnął się do mnie.- Chcesz się przespać? Jesteś zmęczona, powinnaś odpocząć.
-Może i masz rację - przytaknęłam głową.
Zaprowadził mnie do sypialni.
Położyłam się do bardzo wygodnego łóżka. Harry zostawił mnie samą. Leżałam tak chwile rozmyślając. Zamknęłam oczy i słuchałam tego, co dzieje się na dole. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i do środka wszedł Hazza. Trzymał dwa kubki z herbatą. Postawił je na stoliku koło łózka i pocałował mnie w czoło.
- Śpij, dobrze Ci to zrobi.
Już wychodził kiedy nagle się odezwałam.
-Harry? - zaczęłam niepewnie.
-Tak? - odwrócił się w moją stronę.
-Zostań - szepnęłam - proszę.
Chłopak bez słowa podszedł do łóżka i położył się ze mną. Oparł głowę za moją, przysunął mnie do siebie i położył mi dłoń na brzuchu.
- Jesteś bardzo chuda - powiedział wprost do mojego ucha - za bardzo.
- Przestań, jestem gruba.
- Jesteś piękna. Jesteś idealna. - po każdym zdaniu całował mnie w szyję - A teraz zaśnij już.
Oparł głowę na poduszce. Czułam jego ciepły oddech. Uspokajał mnie. Powoli zaczęłam zasypiać

Rozdział 3

***Oczami mamy Anastazji***


Usłyszałam trzask drzwi - czyli Anastazja opuściła dom. Postanowiłam wykorzystać jej nieobecność i posprzątać jej pokój. Weszłam na górę i przebrałam się w coś luźniejszego. Wycierając kurzę myślałam o swojej córce i o mojej relacji z nią.Postanowiłam, ze kiedy tylko wróci przeproszę ją i postaram się zmienić. Nie odpowiadało mi to, że nie miałyśmy normalnych kontaktów, takich jak przed założeniem firmy. Właściwie to ona wszystko zmieniła. Może Anastazji wydawało się, że nie mamy jej dobra na uwadze. Ale wszystko to robiliśmy dla niej, żeby nie musiała kiedyś pracować tak ciężko jak my teraz. Jednak pieniądze nie mogły być przeszkodą dla naszych ciepłych relacji rodzinnych. Zatrudnimy kilka sekretarek i będziemy mieć więcej czasu dla siebie. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi frontowych.
-Jarek! - krzyknęłam - Otwórz te drzwi!
-No przecież idę! - usłyszałam jego kroki i po chwili rozmowę:
-O Piotrek! A co ty tutaj robisz? Co ci się stało? - doszedł do moich uszu zdziwiony głos męża. Zaciekawiło mnie to, i zeszłam do nich na dół.
-Przyjechałem po Anastazje - powiedział. Był jakiś dziwnie blady, cały się trząsł i był zdenerwowany.
-Ale jak to po Anastazje? Jej teraz nie ma, gdzie ty ją chcesz zabrać? - zapytałam
-Tam gdzie jej miejsce, do Polski, do mnie.- warknął przez zaciśnięte zęby.
-Jej miejsce jest tutaj, teraz jej nie ma, wydaję mi się, ze musisz już wyjść - powiedział mój mąż i chciał zamknąć drzwi. Ten jednak odepchnął go i wparował do środka.
-Wydaję mi się, że jednak zostanę. - powiedział siadając na kanapie.
Wtedy na jego rękach zobaczyłam drobne ukłucia. Jezu, ten chłopak ćpa, daje sobie w żyłę. Staliśmy chwilę z mężem w drzwiach i spojrzeliśmy na siebie zdziwionym i przerażonym wzrokiem.
-Chłopcze, będę zmuszony wezwać policje jeżeli natychmiast nie wyjdziesz - zagroził mu Jarek.
-Spokojnie dziadku, jeszcze jedna taka odzywka a przestanę być spokojny - zakpił Piotrek.
Wtedy z góry usłyszałam telefon. Nie chciałam zostawiać mojego męża samego, ale mogłabym wezwać policje z góry. Wbiegłam szybko po schodach i zobaczyłam, że dzwoni Anastazja.
-Tak, słucham?
-Mamoooo....-zaczęła powoli.
-Anastazja, nie mam teraz czasu!- byłam bardzo zdenerwowana. Chciałam jak najszybciej wrócić na dół.
-Ale to ważne! 
-Moje życie też jest ważne! - warknęłam i już miałam się rozłączyć kiedy córka zaczęła krzyczeć:
-Nie, ono jest najważniejsze! Gdybyś kurwa chciała wiedzieć, miałam wypadek, ale to Cię pewnie nie obchodzi. Samochód jest do kasacji, mi się nic nie stało, ale to pewnie też masz w dupie! Mogłam w ogóle nie dzwonić! Nienawidzę Cię!- zamurowało mnie.
-Anastazja - wyszeptałam, ale ta już się rozłączyła. W moich oczach zaczęły gromadzić się słone łzy. Szybko przypomniało mi się po co tutaj jestem. Już miałam wybrać numer kiedy z dołu zaczęły do mnie dochodzić krzyki. Zaczęłam biec, lecz zatrzymałam się jak wmurowana w połowie schodów. Zobaczyłam Piotrka klęczącego nad ciałem mojego męża. Z jego brzucha wysuwał właśnie ceramiczny nóż który mimo, że był ubrudzony gęstą krwią błyszczał drapieżnie.
-Morderca! - rzuciłam zrozpaczona. Wtedy chłopak podniósł swój szaleńczy wzrok i skierował go na mnie. Uśmiechnął się niebezpiecznie, wstał i chwiejnym krokiem ruszył w moją stronę. Zaczęłam powoli cofać się ku górze. Nogi miałam jak z waty, umysł przyćmiony, mętlik w głowie i zapach krwi w nosie. O mało co nie upuściłam telefonu trzymanego w ręce. Wbiegłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Depresyjnymi ruchami wybierałam numer na policję. Po kilku sygnałach ktoś odezwał się w słuchawce.
-Policja, słucham? - w pierwszej chwili nie zareagowałam,  nie słyszałam nic oprócz ciężkich kroków na schodach, i tego szaleńczego śmiechu. Każdy jego kolejny krok był coraz głośniejszy, coraz bliższy i coraz bardziej zbliżał mnie do śmierci. -Halo? - powtórzyło się pytanie w słuchawce.
- W moim domu jest morderca- wyszeptałam. Każde słowo sprawiało mi ból. 
- Niech pani poda adres. Zaraz będziemy - po tych słowach wyszeptałam cicho numer mojego domu i ulicę i rozłączyłam się. Usiadłam na przeciwko drzwi i czekałam na wyrok. Podciągnęłam nogi pod brodę i zaczęłam płakać. Kroki było słychać już na górze. Wydawało mi się, że słyszę już jego oddech i bicie jego serca. Nagle wszystko ucichło. Siedziałam bez ruchu kolejne minuty, albo to były godziny i dni. W domu panowała kompletna cisza. Modliłam się o to, aby jak najprędzej przyjechała policja. Wydawało mi się, że w oddali słyszę syreny, ale nic nie wskazywało na to, żeby mój ratunek był dostatecznie blisko. Podniosłam się powoli z podłogi. Chwyciłam nożyczki leżące na półce. Nie wiedziałam czemu chce opuścić łazienkę, dlaczego chciałam walczyć. Może to była żądza zemsty. Drżącą ręką dotknęłam klucza i powoli go przekręciłam. Czułam jak serce podchodzi mi do gardła. Nacisnęłam delikatnie na klamkę i popchnęłam drzwi. Wystawiłam głowę na korytarz, jednak nikogo nie ujrzałam. Zaczęłam powoli iść w stronę schodów. Jeżeli nie spotkam go na swojej drodze nie będę go szukać, by go zabić. Chciałam jak najszybciej uciec. Byłam już na dole. Delikatnie i powoli stawiałam każdy jeden krok. W oddali widziałam drzwi wejściowe. Były tak blisko ale jednoczenie były nieosiągalne. Zaczęłam biec w ich stronę. Poczułam już smak wolności. Kiedy nagle wszystko runęło. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Skamieniałam momentalnie. Obróciłam się. Stał za mną chłopak z zakrwawioną twarzą i tym samym nożem w dłoni który jeszcze przed chwilą był w brzuchu mojego męża. Uśmiechnął się szaleńczo, zbliżył do mnie i wyszeptał. 
-Nigdy nie lubiłem swojej teściowej - po tych słowach podniósł nóż do góry.
-Proszę...- zdążyłam tylko wyszeptać, kiedy ten zamachnął się by zadać mi ostateczny cios.

Rozdział 2

-Twoja mama nie ma Cię w dupie, po prostu może nie rozumie...nie rozumie Ciebie - skwitował moje opowiadanie Liam.
-Czego tutaj nie rozumieć? Chciałam zostać w Polsce, chce być przez nich kochana, chce mieć normalne życie! Nie potrzebuje kasy i tego, żeby ludzie mnie rozpoznawali.- zaśmiałam się smutno.
Siedzieliśmy w samochodzie Harry'ego. Nasze pojazdy były już zabrane do warsztatu, a policja odjechała. Louis dostał mandat, ale to jakby teraz nikogo nie obchodziło. Wszyscy byli skupieni na mnie i mojej opowieści. Za oknem lało niemiłosiernie. W 6 cisnęliśmy w aucie, ( Zayn, Ja, Louis i Harry z tyłu, a z przodu Niall i Liam ).
- Może po prostu nie dorośli do tego, żeby pogodzić pracę i obowiązki rodzinne? Albo ja się do tego nie nadaję, nie pasuję do nich. To wszystko jest bez sensu. -zakończyłam i podparłam twarz na rękach.
- Spokojnie, nie histeryzujmy. Próbowałaś z nimi o tym rozmawiać? - zapytał Zayn kładąc dłoń na moim kolanie. Nie powiem, przeszły mnie dreszcze kiedy poczułam jego dotyk na swojej nodze. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
- Wiele razy, zawsze kończy się krzykiem i nic z tego nie wynika. - cały czas patrzyłam w jego oczy. Po chwili ciszy speszyłam się i odwróciłam wzrok. Reszta chłopaków chyba tego nie zauważyła.
- Ej ludzie mam pomysł, jeźdźmy do nas, trochę źle mi się rozmawia w samochodzie. Co ty na to? - zapytał mnie Niall.
- Ja.....no dobra. - zgodziłam się i uśmiechnęłam się do niego blado.
Odpalił samochód i już po 20 minutach byliśmy w domu. Tam czekały na nas ( właściwie na nich ) dziewczyny chłopaków. Okazało się, że wszyscy są zajęci. Harry z Taylor, Louis z Eleanor, Zayn z Perrie, Liam z Danielle a Niall z Barbarą. Przedstawiłam się i usiadłam na kanapie, kiedy chłopcy opowiadali dziewczyną o całym zdarzeniu.
-Jesteście kompletnymi kretynami.- podsumowały, po czym zwróciły się do mnie- Jezu, dobrze, że nic ci się nie stało. - mówiły jedna przez drugą i się do mnie przytulały -  Skarbie, tam jest łazienka, idź zmyj tą krew z twarzy.
Posłusznie poszłam we wskazanym kierunku i weszłam do takiego pomieszczenia. Mimo, że cały dom był piękny, mnie nigdy nie zachwycały cudy architektury. Umyłam twarz i już chciałam udać się do salonu, kiedy usłyszałam krzyki i trzaśnięcie drzwiami. Kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam Harry'ego siedzącego na ziemi pod drzwiami i trzymającego się za twarz. W pobliżu nie było nikogo innego.
- Co się stało? Gdzie reszta? - zapytałam wystraszona klękając koło niego.
- To Taylor, dała mi w twarz kiedy jej powiedziałem, że ma przy mnie nie palić. Stwierdziła, że ma mnie dość i, że nie mogę jej niczego zabraniać. No i chyba ze mną zerwała...Reszta się rozeszła, chyba poszli do swoich pokoi. -Podniósł głowę. spojrzał na mnie dalej trzymając się za swój czerwony policzek. Boże, jego oczy były takie smutne.
- Harry, to na pewno nie tak, to nie może być koniec.  Kłóciliście się o to wcześniej? - zapytałam zmartwiona.
- Ostatnio nie, ale to chyba gorzej, bo w ogóle o niczym nie rozmawialiśmy, nie odzywamy się do siebie chyba od tygodnia. Nie umiem nic na to poradzić, ja ją kocham. Chyba pójdę ją przeprosić. - stwierdził naglę, po czym podniósł się z ziemi i szybko wyszedł z domu. Siedziałam tam zdziwiona całą sytuacją. Wstałam i udałam się do salonu. Siedział tam Louis, również smutny. Jezu, co się w tym domu dzieje, jest taki depresyjny.
-Louis? - zagadnęłam cicho, na co ten odwrócił sie do mnie. Starał się uśmiechnąć jednak nie bardzo mu to wychodziło. - Co się dzieje?
-Po prostu wszystkie moje związki to porażka, wszystkie związki moje i chłopaków to porażka. Wszyscy mamy dziewczyny a szczęśliwy tak na prawdę jest tylko Liam i Niall. Reszta jest ze sobą albo z przyzwyczajenia, albo....nawet nie wiem dlaczego.- Ukrył twarz w dłoniach. Siadłam koło niego i położyłam mu dłonie na barku. Odwrócił się do mnie zdziwiony, ale nie zaprotestował.
- To na co jeszcze czekacie? Skoro ich nie kochacie,  to zmieńcie to. Macie po 20 lat, całe życie przed wami! - kiedy zobaczyłam, że moja przemowa nie daje dużo, zapytałam po prostu - mam cię przytulić?
Chłopak tylko pokiwał głową i wtulił się we mnie. Trwaliśmy w takim uścisku kilka minut. Louis zaczął wodzić palcem po moich plecach, kreśląc na nich różne kształty. Zaśmiałam się:
-Przestań, mam straszne łaskotki! Zacznę się miotać po kanapie i niechcący cię uderzę.- mówiłam, starając się, żeby każde słowo było wyraźne, ale przez niego, to było niemożliwe- BŁAGAM CIĘ! - zaczęłam wołać coraz głośniej. Chciałam oswobodzić się z jego uścisku, jednak ten bawił się w najlepsze i nie miał zamiaru przestawać. - TOMLINOSN KURWA MAC! - śmialiśmy się już w najlepsze.
-Masz bardzo wystający kręgosłup. Odchudzasz się? -zapytał zaciekawiony. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy, stwierdziłby, że jestem chora psychicznie. To prawda, nie jadłam za dużo, albo nie jadłam wcale. Ale co z tego, skoro i tak cały czas byłam tłusta i obrzydliwa.
-Nie, wydaję ci się. -odsunęłam się od niego gwałtownie, na co ten spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jesteś bardzo chuda, gdyby nie ta bluza i spodnie było by z ciebie pół człowieka.
- Nie rozmawiajmy o tym, proszę. - powiedziałam oschłym tonem, wstałam z kanapy i udałam się do kuchni. Oparłam się o blat. Ostatnimi siłami powstrzymywałam łzy. Poprawiłam dokładniej rękawy mojej bluzy na rękach. Nie mogą zobaczyć, że się tnę. Nikt nie może zobaczyć. Dobra, jestem słaba psychicznie, uzależniona od cięcia się i od niejedzenia. Ale co, jeżeli  uczcie lekkości, które pojawiało się tylko kiedy nie jadłam dawało mi radość? Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i przekleństwa. Szybko się otrząsnęłam i poszłam sprawdzić kto wywołuję takie zamieszanie. Wrócił Harry, jeszcze bardziej przybity niż wtedy, kiedy wychodził.
- Rozumiem, że rozmowa się nie udała? - zapytałam cicho patrząc na niego z drugiego końca korytarza.
- Zostawiła mnie, zostawiła jak psa, zrównała z błotem, po czym oświadczyła, że i tak mnie zdradzała! - wykrzyczał w moim kierunku. Przestraszyłam się, zaczęłam się bać, ale postanowiłam nie ustępować.
- Harry? - zaczęłam niepewnie.
- Co? - odwrócił się do mnie rozwścieczony.
- Chodź do mnie -powiedziałam i wyciągnęłam do niego rękę. Ten najpierw spojrzał na nią, potem na mnie, po czym podał mi swoją. Przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam. Poczułam zapach jego perfum kiedy wtuliłam się w jego tors, łącząc moje ręce za nim. Byłam przy nim bardzo mała, nie sięgałam mu nawet do ramion. Ten stał chwilę zdziwiony po czym odwzajemnił mój uścisk. Nachylił się nade mną i wyszeptał cicho:
-Dziękuję. Naprawdę, bardzo. - poczułam jego oddech na mojej szyi po której przeszło milion dreszczy.
- Chodź ze mną, zrobię Ci coś do jedzenia. - powiedziałam, i razem udaliśmy się do kuchni. Chłopak usiadł  przy blacie i bacznie mi się przyglądał. Czułam na sobie jego wzrok i gdyby nie to, że byłam gruba, podobałoby mi się to. Zrobiłam naleśniki. Harry zawołał resztę i wspólnie zjedliśmy kolację. Patrzyłam na nich wszystkich z zaciekawieniem, rzeczywiście, oprócz Nialla i Liama pozostałą 2 chyba denerwowało towarzystwo swoich dziewczyn. Zayn próbował nas rozśmieszyć jakimś kawałem, ale gdy tylko spoglądała na niego jego dziewczyna od razu milknął i wracał do jedzenia. Eleanor co chwilę zwracała Louisowi uwagę, karciła go i traktowała z góry. W końcu chłopak nie wytrzymał i wyszedł. Zastanawiałam się, czy iść za nim, czy to nie będzie zbyt podejrzane. Nie mogłam go przecież tak zostawić. Trzeba było szybko coś wymyślić.
- Czemu nie jesz? -zapytał Harry, wyrywając mnie z moich zamyśleń. Spojrzałam z obrzydzeniem na naleśniki, były tłuste i okropne.
- Nie mam ochoty. A teraz przepraszam, idę do łazienki - skłamałam i uśmiechnęłam się sztucznie.
Wbiegłam po schodach na górę i zaczęłam szeptem wołać chłopaka.
- Louis! Louis! gdzie jesteś?
Naglę coś pociągnęło mnie za rękę za sobą i zakryło usta. Wciągnęło mnie do małej garderoby i zamknęło za sobą drzwi. Postać zapaliła małą lampkę i uśmiechnęła się do mnie blado
-Dlaczego siedzimy w szafie? - zapytałam, nerwowo poprawiając rękaw bluzy.
-Ściany są dźwiękoszczelne, nikt nas nie usłyszy, poza tym, lubię to miejsce.- odpowiedział Louis i usiadł przede mną na ziemi wskazując na miejsce obok. Usiadłam koło niego.
- Zerwiesz z nią? - wypaliłam po chwili. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- A powinienem?
- To nie zależy ode mnie, ale sam powinieneś się zastanowić czy ciągnięcie tego ma jakiś cel.
- Ale ja wiem, że nie ma. Ja po prostu boję się samotności.- spuścił głowę i zamilknął. Popatrzyłam na niego zdziwiona. On? Samotny? ON? chyba zgłupiał.
- Ja też się bałam samotności kiedy wyjeżdżałam z Polski, zostawiłam tam mojego chłopaka. Ale ty? nigdy nie będziesz samotny, masz chłopaków, rodzinę, fanów.....-zastanowiłam się chwilę- masz mnie.
http://media.tumblr.com/tumblr_m77v37AGgT1r7ifqv.gif- Masz rację. Czas to zakończyć. Bardzo Ci dziękuję. Jesteś kochana-
Pocałował mnie w policzek i wyszedł z garderoby. Podążyłam za nim. Usłyszałam tylko jego głos z kuchni. Mówił Elce, że chce z nią porozmawiać i razem wyszli. Weszłam do pomieszczenia chwilę po nich. Spojrzałam przerażona na zegar wiszący nad stołem.
-Boże, już tak późno? Harry, mógłbyś mnie odwieźć do domu? - Chłopak tylko pokiwał głową. Wyszliśmy z domu. Na ganku stał Lou i rozmawiał o czymś głośno z dziewczyną. Nie zwracając na nich uwagi wsiedliśmy do samochodu. Jechaliśmy, rozmawiając o mnie, o nim, o Taylor. O wszystkim.
- Zatrzymaj się tutaj, dalej sobie już dojdę, będzie ci potem ciężko wyjechać. -powiedziałam, przed wjazdem do mojej cienkiej uliczki.
- Może iść z tobą cię odprowadzić? - zapytał chłopak.
-Nie trzeba, będę już lecieć. To do zobaczenia. - uśmiechnęłam się do niego.
- Poczekaj! Zapisz mi swój numer telefonu!- podał mi swój telefon, a ja dodałam się do jego kontaktów. Oddałam mu urządzenie.
http://37.media.tumblr.com/tumblr_m87jev0thI1qm9b01o1_500.gif- Zadzwonię do ciebie - powiedział po czym przyciągnął mnie do siebie. Przytuliliśmy się. Chciałam na odchodnego dać mu buziaka w policzek, ale ten przekręcił głowę i pocałował mnie w usta. . W moim brzuchu roiło się od motylków kiedy poczułam jego wargi na moich. Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
- Zadzwoń koniecznie. - uśmiechnęłam się i wyszłam z samochodu. Szłam rozanielona przez ciemną uliczkę, (w ogóle nie myśląc o moich chłopaku) w stronę mojego domu. Skręciłam w lewo za wysokim płotem mojego sąsiada który zasłaniał widok na mój dom z ulicy i dopiero teraz to zobaczyłam. Pod domem było mnóstwo radiowozów, karetek. Jeden z policjantów trzymał kogoś z  bronią przy głowie na masce samochodu. Zaczęły mi się trząść nogi. Nagle z domu kilku ratowników wyniosło dwa nosza przykryte czarnym workiem. Wtedy to zrozumiałam. Zaczęłam płakać, krzyczeć, błagać, żeby to nie była prawda. Umierała tam moja osobowość, umierałam tam. Zaczęłam biec. Byłam już przy furtce kiedy ktoś złapał mnie za ramię i obrócił w swoją stronę.

wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 1

-ANASTAZJAAA!! WSTAWAJ! JUŻ 8!- zaczęła krzyczeć z dołu moja mama. No tak, ona i jej recital poranny to coś o czym marzę od dawna.
-NO PRZECIEŻ NIE ŚPIĘ!- Okrzyknęłam zaspanym głosem - Wstałam 20 minut temu! - ,,sraj się" - pomyślałam. Nie miałam zamiaru schodzić na dół i ich oglądać. Wystarczająco już mnie wczoraj zdenerwowali. Nie planowałam tego wyjazdu, nie chciałam go. Nie wytrzymam tu następnych 10 minut. Musiałam dla tej ich ambicji rozwinięcia firmy zostawić w Polsce moich przyjaciół i chłopaka. No właśnie, Piotrek. Muszę do niego szybko zadzwonić. Spojrzałam na telefon i zobaczyłam nasze wspólne zdjęcie. Uśmiechnęłam się blado i wybrałam jego numer.
-Halo? - usłyszałam znajomy głos.
- 00 do w11 - zaśmiałam się.
- w11 zgłaszam się - odpowiedział z rozbawieniem.
- Nigdy mi się to nie znudzi, bardzo za tobą tęsknie - nagle posmutniałam.
- Ja za tobą też skarbie. Nie martw się, damy radę, nie będziemy się widywać w roku szkolnym, ale w wakacje możesz się mnie tam spodziewać!
- Już nie mogę się doczekać. Bardzo Cię kocham
-ANASTAZJAAAA!- przerwała moje romantyczne wyznania mama.
- ROZMAWIAM! - odkrzyknęłam już nieźle wkurzona.
- Hahaha, kochanie nie denerwuj się na mamę - usłyszałam głos chłopaka w słuchawce.
- Ja już nie mogę z nimi wytrzymać, chciałabym być z tobą.
- Już niedługo. Przepraszam kocie, muszę kończyć. Odezwę się później, papa, kocham Cię - nie czekając na odpowiedź rozłączył się. Zdziwiło mnie jego nagłe urwanie rozmowy. Może miał coś ważnego na głowie.
- CZY MOŻESZ W KOŃCU ZEJŚĆ NA DÓŁ? - dalej darła się mama. Nie odpowiedziałam jej, po prostu zeszłam i stanęłam przed nią w kuchni.
- Tak słucham cię mamusiu - zakomunikowałam przez zaciśnięte zęby.
- Jest już 8:30, czy mogłabyś łaskawie pojechać do sklepu? Nie zgubisz się, jest kilka ulic dalej.
- Dobra, daj mi 5 minut.
Jak zawsze, odzywa się tylko kiedy czegoś chce. Zaczęło mnie to irytować. No co zrobić, takie życie. Kiedy byłam już w połowie schodów, najbrzydsze stworzenie świata postanowiło wbiec mi pod nogi. ,,Wspaniale", pomyślałam, lecąc głową w dół. Jeszcze tego mi brakowało. Kiedy zaczęłam się podnosić po bolesnym upadku, mama prychnęła tylko, patrząc na mnie z góry.
-Ile ty masz lat, że po schodach nie umiesz wchodzić?
-To nie ja, to ten twój głupi sierściuch wpakował mi się pod nogi!
-Jak możesz tak mówić o Fafiku! To moje kochane maleństwo -wzięła go na ręce i oddaliła się na kanapę.
Prychnęłam tylko i tym razem ostrożniej weszłam na górę. Po 20 minutach byłam gotowa, nie będę się rozwodzić nad moim wyglądem. Jest tak samo jak zawsze. Przeciętnie. 
Kiedy już wychodziłam z domu obejrzałam się za siebie. Przygnębił mnie widok mojego nowego domu. Chciałabym teraz się obudzić w moim dawnym pokoju, obudzić się i zapomnieć o tym wszystkim co ostatnio się wydarzyło, jak  by to był zły sen. No niestety, byłam w Anglii i już nic nie mogłam na to poradzić. Super, jeszcze do tego wszystkiego zaczęło padać. Podbiegłam do samochodu i do niego wsiadłam. Kilkanaście minut później stałam już na światłach słuchając muzyki. Ulice były zupełnie puste. Gdzieś w oddali usłyszałam piski opon i coraz głośniejszy warkot silnika. Zaczęłam myśleć o moich rodzicach. Ciekawe co by zrobili gdyby teraz nie wróciła, gdyby coś mi się stało. Pewnie machnęliby ręką i na tym skończyłaby się ich żałoba. Było mi czasami przez to przykro, chciałabym mieć normalne kontakty z nimi, ale oni zawsze podejmowali decyzje za mnie i nigdy nie pytali mnie o zdanie. Uniemożliwiali mi poczucie ciepła rodzinnego na każdym kroku. A co by zrobił Piotrek? On jest przystojny, znalazłby sobie inną laskę. Nie wierzę w taką dojrzałą miłość, o jakiej mnie zapewnia. Mówi, że gdybym z nim zerwała nie znalazł by sobie innej już nigdy, za bardzo mnie kocha. On ma 20 lat, całe życie przed sobą. Z drugiej strony to słodkie, że traktuje nasz związek tak poważnie. Kurwa mać, co oni robią z tymi samochodami? Drą gumę jak pojebani, słychać ich coraz bardziej. Ten odgłos wyrwał mnie z moich zamyśleń. Przygłośniłam piosenkę lecącą aktualnie w radiu. Była smutna, więc wprawiła mnie w stan melancholii. Tak strasznie tęskniłam za swoim chłopakiem, chciałabym móc się do niego znowu przytulić. Po moim policzku zaczęły płynąć łzy, nie umiałam już wytrzymać, minęło dopiero kilka dni, a mam tu mieszkać już chyba na zawsze. W bocznym lusterku odbiły się światła innego samochodu. Usłyszałam ogłuszający pisk hamulca. Zobaczyłam jak kierowca za mną traci panowanie nad pojazdem i wpada w poślizg. Poczułam silne uderzenie w tył samochodu. Więcej nie pamiętam, chyba straciłam przytomność. 

******

http://1.bp.blogspot.com/-YuBFWGRQ76Y/Ua-Vv7jjgbI/AAAAAAAAAJ0/G8wKnK5GGwU/s640/tumblr_mm5ym1mLcw1sppwx7o1_500.jpgOprzytomniałam po chwili cała spocona ze strachu. Głowa bezwładnie zwisała, ręce całe się trzęsły, wpatrzona w swoje stopy siedziałam bez ruchu. Zza siebie usłyszałam jakieś piski. Nie dość, ze coś we mnie jebło, to musiały to być jakieś idiotki. Na przykład jakieś blondynki. Podniosłam powoli głowę i zobaczyłam, że przednia szyba jest całkowicie roztrzaskana. Zakryłam z przerażeniem usta dłonią, kiedy poczułam coś ciepłego i mokrego na dłoni. To zdecydowanie nie był pot. To była krew. Przestraszyłam się i odruchowo spojrzałam w lusterko. To co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Z nosa lała mi się krew, a cały łuk brwiowy miałam rozcięty. Do moich nozdrzy wdał się nieprzyjemny, rdzawy zapach krwi. Zrobiło mi się niedobrze i szybko postanowiłam wysiąść z samochodu. Szybko wyskoczyłam i natychmiast straciłam równowagę. Podparłam się na łokciach o zimny i mokry asfalt. Deszcz przestał już padać. Podniosłam głowę i zobaczyłam winnych tego wypadku. Okazało się, że byli to gówniarze, którzy dopiero dostali prawo jazdy i chcieli się zabawić. Było ich może 5. Zanim mnie zobaczyli, rozmawiali z histerią w głosie: 
-Louis ty idioto! Mówiłem, że to się źle skończy, mówiłem, że ten wyścig to zły pomysł! - darł się brunet z dwudniowym zarostem. 
-A co jeżeli ta dziewczyna nie żyje? Liam ma racje - odezwał się blondyn.
- Skąd wiesz, że to była dziewczyna? - zapytał brunet z burzą loków na głowie.
-Było widać długie włosy w lusterku matole -blondyn przewrócił oczami, tak jakby to było oczywiste.
- Może to po prostu był brudny metalowiec? - rzucił sucharem ten w kręconych włosach na co reszta chłopaków spojrzała na niego jak na skończonego debila.
-Harry,  teraz nie ma czasu na twoje kretyńskie żarciki! Ja ją zabiłem! A ty sobie żartujesz! Spotkamy się w piekle, stary. - rozpaczał kierowca. On sam miał rozczochrane włosy, krew na wardze i rozcięte czoło. W sumie był całkiem przystojny, wyraźne kości policzkowe, i idealnie wyrzeźbione ciało.
-Jeszcze żyje, a metalu nie słucham, nie gustuje w takiej muzyce. Czy ktoś z was mógłby mi pomóc wstać? - odezwałam się wreszcie. Wszyscy w jednym momencie zamilkli i spojrzeli na mnie jak na ducha.
-Banda kretynów! Sama sobie poradzę.- prychnęłam. Kiedy się podniosłam, przyjrzałam się im dokładniej. Wydawało mi się, że skądś ich znam. Znam te twarze, te głosy tez nie były obce. 
-Jezus Maria, zmartwychwstała. Mamy przejebane, teraz to już na pewno pójdziemy do piekła.- powiedział szeptem blondyn. 
-Tak, Judasz już ręce zaciera. Możecie mi powiedzieć dlaczego rozwaliliście mi samochód?!-zapytałam zbulwersowana.
-No bo ten, tak jakoś wyszło, że się ścigaliśmy. I ten szanowny kolega profesjonalny kierowca wjebał Ci się w tył. - wytłumaczył mi mulat. Naglę zrobił minę w stylu ,,If you know what I mean' i zaczął się śmiać - I to tak bezczelnie, na pierwszej randce.
- No tak, bo można się czyjś tył wjebać dopiero na drugiej - odparłam zła, na co reszta wybuchnęła śmiechem. 
To takie typowe, 10 minut po wypadku rozmawiasz z winowajcami o jebaniu się w tył. Witamy w Anglii! Wszystkiego najlepszego Anastazja!
-Tak w ogóle, to jestem Harry, to jest Louis, to Niall, To Zayn a tam stoi Liam. Ale nas pewnie już znasz - uśmiechnął się łobuzersko. 
-Tak, znam was. Ja jestem Anastazja, trochę nieprzyjemne okoliczności spotkania, ale i tak miło was poznać.-uśmiechnęłam się lekko.
-Jezu, my tutaj gadamy a oboje krwawicie! Chodźcie za mną, w drugim samochodzie mam apteczkę. - powiedział Harry, a ja i Tomlinson posłusznie udaliśmy się na tylną kanapę jego pojazdu. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, kiedy Styles szukał czegoś w bagażniku. 
-Jeszcze raz bardzo Cię przepraszam. Zapłacę za szkody, wynagrodzę Ci to jakoś. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła? Całe szczęście, że nic Ci się nie stało, nie darowałbym sobie tego - wypalił nagle mój towarzysz. Spojrzałam na niego zdziwiona, kiedy nagle pobladłam. Co ja powiem rodzicom? Oni mnie zamordują, nie darują mi tego.
-Ja....ja przepraszam, muszę zadzwonić. - powiedziałam i szybko wszyłam przed samochód.
-Gdzie uciekasz? Znalazłem dla was wodę utlenioną i plastry! - zawołała za mną moja prywatna, lokowata pielęgniarka. Rozśmieszyła mnie wizja Harrego przechadzającego się po szpitalnych korytarzach wymieniającego cewniki pacjentom. 
-Muszę zadzwonić do rodziców, zaraz wracam. - rzuciłam szybko i podążyłam do mojego samochodu. Moje biedne, roztrzaskane kochanie. Wydobyłam ze środka torebkę a z niej telefon. Wybrałam numer mamy.
-Tak, słucham?
-Mamoooo....
-Anastazja, nie mam teraz czasu!
-Ale to ważne! 
-Moje życie też jest ważne!
-Nie, ono jest najważniejsze! Gdybyś kurwa chciała wiedzieć, miałam wypadek, ale to Cię pewnie nie obchodzi. Samochód jest do kasacji, mi się nic nie stało, ale to pewnie też masz w dupie! Mogłam w ogóle nie dzwonić! Nienawidzę Cię! - wykrzyczałam przez łzy.
-Anastazja......-usłyszałam zdziwiony głos mamy w słuchawce. Nie słuchałam dalej, rozłączyłam się. Zaczęłam wracać do chłopaków, którzy przepchnęli oba samochody bardziej na pobocze. Anglicy są tacy leniwi,  jest już po 9 a na ulicach dalej pusto. 
-Ej, mała, chodź tutaj mamy dla cieb.....Co się stało? Czemu płaczesz? Boli Cię coś?- zapytał zmartwiony Niall.
-Nie nie, po prostu pokłóciłam się z rodzicami, takie tam, nie chcecie raczej tego słuchać.
-Ależ chcemy! Opowiadaj. - odpowiedzieli chórem.
- No dobra...-westchnęłam i zaczęłam opowiadać im o wszystkim.

Wprowadzenie

Wprowadzenie, po prologu, bardzo mądrze, brawo dla mnie :D
Więc może się przedstawie:
Nazywam się Julia, bloga zaczęłam pisać w notatniku na telefonie kiedy nie mogłam spać. No jak wiadomo, trudno się było domyślić, będzie o 1D! :D tak wiem, oryginalnie. No nic, mam nadzieję, że będzie ciekawie, mam całkiem fajny pomysł na fabułę :P Proszę o komentarze ;)

Prolog

Miałam tylko 18 lat kiedy przeprowadziłam się do dość prestiżowej dzielnicy Londynu. Brzmi dosyć banalnie, no ale nic na to nie poradzę. Moi rodzice chcieli rozwijać swoją najukochańszą firmę również poza granicami Polski. No cóż, ich zdaniem nie mieli szansy dalszy pobyt w ojczyźnie nie miał sensu. Ta ich zasrana decyzja odebrała mi właściwie wszystko, normalne życie, normalnych przyjaciół, normalnego chłopaka. Musiałam jechać z nimi, mimo, że w kwietniu oficjalnie stałam się dorosła byłam od nich całkowicie zależna. Nie pozostało mi nic jak tylko przytakiwać głową i mówić, jak to się nie cieszę z wyjazdu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wyjazd był jednoznaczny z tym, że zostanę sama ze sobą.
Rodziców nie znałam, odkąd założyli swoją firmę przestali się mną interesować, a to było jak miałam może z 10 lat. Oni mieli swoje życie, a ja swoje. Pewnie zapomnieli do której szkoły chodziłam jeszcze w Polsce. Będę tęsknić za moją przeciętnością w Polsce, za tym wszystkim co było normalne. Powinnam płakać? Może i tak, ale wtedy nawet nie miałam siły na to. Miałam wielką gule w gardle, prawie nie mogłam oddychać. W sumie samolot jeszcze nie wystartował, mogę zacząć uciekać, położyć sie na pasie startowym, odśpiewać Rotę i oznajmić wszem i wobec, że nie mam zamiaru nigdzie lecieć. No tak, zdecydowanie najlepszy pomysł dzisiaj. Tak opracowywałam plan ucieczki, kiedy wsiadałam do samolotu. Może w końcu zebrałabym się na to,  tylko teraz już za późno. Siedzę w samolocie i patrze na oddalające się miasto pod nami. Założyłam słuchawki na uszy i nawet nie spojrzałam na rodziców. I tak moje życie miało wywrócić się do góry nogami o 180 stopni.