niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 31

      *******Perspektywa Louisa*******

Spojrzałem smętnie na swój roztrzaskany telefon. Podniosłem wzrok i przejechałem nim po pozostałych, obecnych w pokoju trzech chłopakach. Niall i Liam z otwartymi ustami przetwarzali chyba co się stało. Zayn z tyłu wbił wzrok w czubki swoich czarnych butów. 
-Podajcie mi jakiś telefon. - odezwałem się po chwili. Oni nie zareagowali w pierwszej chwili. Jednak kilka sekund później zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu jakiegoś urządzenia. Padło na telefon Liama. Wziąłem go do ręki i wstukałem dobrze znany mi numer. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci....
-Halo? - usłyszałem w słuchawce głos Eleanor. 
-Musimy się spotkać, koniecznie. - powiedziałem chyba ostrzej, niż zamierzałem. - Proszę, musimy porozmawiać. - dodałem po chwili.
-Louis, na razie to nie możliwe, ja...ja jestem na lotnisku, ja lecę do Ameryki, do moich rodziców. - jąkała się El, chyba płakała. Coś ukłuło mnie w okolicy serca.
-Zaraz będę. - rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź. Odłożyłem na bok telefon, chwyciłem kulę i podniosłem się z kanapy. Po minach dwójki chłopaków, byłem w stanie zgadywać, że nie są w stanie zawieźć mnie na lotnisko. Przewróciłem oczami i skierowałem się do Zayna. 
-Malik, słuchaj, musisz mi....
-Wiem, idziemy. Samochód stoi przed domem. - uciął mi, zmartwionym głosem i ruszył w stronę drzwi. W miarę moich możliwości pokuśtykałem za nim. Przedarliśmy się przez trawnik i już po chwili siedzieliśmy w jego czarnym samochodzie. Zayn zapiął pas i ruszył. Jechaliśmy w absolutnej ciszy.
-Wszystko się zmieni. Nie wiem co będzie z zespołem, jak to sobie teraz wyobrażasz? - zapytałem po chwili. Nie mogłem liczyć na to, że on zacznie rozmowę. Spojrzał na mnie i wzruszył ramionami. Jak zwykle, bardzo wygadany. Westchnąłem i oparłem głowę o podgłówek. 
-Wszystko się JUŻ zmieniło. - powiedział z naciskiem ,,już". - Oboje będziemy ojcami. Wiesz, że dziwnie się czuję, myśląc, że to na całe życie? - zaśmiał się ironicznie. 
-Czekaj, chcesz się wycofać? - nie wierzyłem, w to co mówił. - Boisz się? 
-Niee, nie o to chodzi. Cieszę się, jak cholera. - uśmiechnął się sam do siebie. - Poza tym, nie mogę się wycofać. Ty też. Zrobiliśmy sobie dzieci. - znowu się zaśmiał, tym razem szczerze. - Mam dla ciebie radę. Jak młodszy kolega. - zwrócił na mnie swoje spojrzenie, kiedy staliśmy na światłach.
-A więc słucham. - skierowałem się ku niemu i spojrzałem mu w oczy.
-Stwórzcie szczęśliwą rodzinę. Bądź z nią. Wiem, że to głupie, ale nie róbcie tego dziecku. Stwórzcie mu rodzinę. - skończył, a mnie coś szarpnęło. Czy byłem w stanie być z Eleanor? Znowu? W końcu kochałem ją przez cały ten czas.....Anastazja! - nie dawał mi spokoju głos w mojej głowie. Związek z nią był trudny, ale było warto. Zresztą, ona to już chyba skończony temat, nie mam na co liczyć. Tylko teraz wychodzi tak, jakbym chciał się tylko pocieszyć El....kurwa..
-Czy ty mnie słuchasz? - z moich zamyśleń wyrwał mnie mocny głos bruneta obok. 
-Nie, co się stało? - zapytałem niemrawo. 
-Już jesteśmy. Iść z tobą? - wskazał na lotnisko przed nami. Pokręciłem głową i wygramoliłem się z samochodu. Na jednej nodze, podpierając się kulami przedzierałem się przez tłum ludzi. Co chwilę ktoś popiskiwał za mną, albo prosił o zdjęcie, ale teraz nie mogłem przejmować się fankami. Przeczesywałem twarze różnych, nieznanych mi osób, w poszukiwaniu tej jednej, właściwej. Jest! Mam cię! Uśmiechnąłem się do siebie. Pośpiesznie udałem się w jej kierunku. Nagle, ona niespodziewanie wstała i zaczęła iść w inną stronę. 
-Eleanor! - krzyknąłem za nią. Odwróciła się i gdy mnie zobaczyła w jej oczach zgromadziły się łzy. Podbiegła do mnie i rzuciła  mi się na szyje. Wypłakiwała mi się w ramię, a jedyne co przyszło mi na myśl, to rzucić kulę i objąć ją. Zrobiłem tak jak pomyślałem, kulę głucho uderzyły o posadzkę a ja, stojąc na jednej nodze, starałem się uspokoić dziewczynę. Gładziłem ją, po jej rozpuszczonych, delikatnie falowanych włosach.
-Ciii...to nie koniec świata, jestem z tobą. - szeptałem jej wprost do ucha.
-Ja...ja zniszczyłam życie tobie, chłopakom, sobie. - chlipała coraz głośniej. Ludzie zaczęli się nam przyglądać, inni wyciągali już aparaty. Obrzuciłem ich wściekłym spojrzeniem, jednak to ich nie zraziło. 
-Nie zniszczyłaś nikomu życia. El, chodź, pojedziemy teraz do domu, zwrócę ci za bilet, nie możesz teraz lecieć. - odsunąłem ją od siebie, trzymając ją za ramiona. Spojrzała w moje oczy i tylko pokiwała głową. Podniosła kulę i podała mi je. Razem ruszyliśmy w stronę samochodu Zayna.
-Co teraz...będzie z nami? - zapytała po chwili, kończąc krępującą ciszę między nami.
-Ja...ja na razie nie mogę się z tobą związać, ale będę twoim przyjacielem, będę przy tobie cały czas, będę ci pomagał. A kiedy urodzi się dziecko, będziemy musieli mu zapewnić szczęśliwą...rodzinę. - wydusiłem z siebie. Ona tylko pokiwała głową. Nie protestowała. Zdziwiło mnie jej zachowanie. Chyba na prawdę jej zależało, żeby odbudować naszą relację. Szliśmy ramię w ramię, kiedy ona naglę zwolniła i w końcu zatrzymała się. Odwróciłem się zdziwiony.
-Coś nie tak? Elka! - podszedłem do niej, gdy ta skuliła się trzymając się za brzuch. Pobladła nagle i spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem. 
-Lou, coś jest nie tak z dzieckiem. Czuję to. ( Ja to czuja, ja to wim, ja żem to przewidziała XDDDD - faza z leną part 2 XD ) - pobladła jeszcze bardziej. Przestraszyłem się, nie wiedziałem co robić. 
-Biorę cię do szpitala, ale musisz sama dojść do samochodu. Nie dam rady cię zanieść. ( Jesteś za gruba XDDD - przepraszam, już nie będę XDDDDD / Anastacia )
Powolnym krokiem ruszyła we wskazanym kierunku. Co chwilę tylko cicho jęczała i łapała się za brzuch. Chciałem jej pomóc, ale nie mogłem. Po kilku minutach katorgi, byliśmy już blisko. Zayn wyskoczył z samochodu i pomógł dziewczynie. Leżała na tylnych siedzeniach i płakała z bólu. Usiadłem koło kierowcy i zacisnąłem pięści ze stresu.

*******

Siedziałem przy łóżku szpitalnym. Twarz schowałem w dłoniach. Eleanor delikatnie gładziła mnie po włosach. Do sali wszedł lekarz  Zerwałem się z miejsca i podszedłem do niego.
-Co z dzieckiem? - mój głos się łamał. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Nie straciła go, a bóle które odczuwała były związane z silnym stresem. Wypuścimy panią dzisiaj, nie ma potrzeby, żeby pani tu była. Zalecam jednak zacząć prowadzić spokojniejszy tryb życia. - tu spojrzał na Eleanor, a ona pokiwała głową i wytarła łzy cieknące z jej policzka. Podniosła się z łóżka. Dokuśtykałem do niej i usiadłem obok. Oparła głowę na moim ramieniu. 
-Zamieszkam z tobą. - to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie o zgodę. Ona wybuchła jeszcze głośniejszym płaczem. 
-Dziękuję, że mnie nie zostawiłeś. Dziękuję. - wtuliła się w moje ramię. Westchnąłem i przytuliłem ją do siebie. To trudne dla nas obojga, ale damy radę. Nie takie rzeczy się robiło. Pocałowałem ją w czubek głowy. 
-Chyba, że chcesz zamieszkać u nas? Jestem w domu prawie cały czas sam, Liam siedzi u Danielle, Niall u Barbary i Anastazji, Zayn u Perrie, a Harry mieszka w swoim mieszkaniu. Co ty na to? Poza tym, zawsze się ktoś znajdzie, żeby z tobą był, nie będziesz sama. - zaproponowałem, a ona pokiwała głową. Wstałem i przez drzwi wychyliłem głowę na korytarz, w którym siedział Zayn. Podniósł wzrok i skierował go na mnie. Zawołałem go gestem ręki do środka i opowiedziałem mu o moim zamiarze. Zgodził się, że to dobry pomysł i zaoferował, że pomoże przenosić rzeczy El do nas. Po pół godzinie całą trójką ładowaliśmy się już do samochodu. Fanki już czatowały na nas pod budynkiem, ale zręcznie je wyminęliśmy. Czekała nas teraz podróż do domu Eleanor. 


*******


Zayn właśnie kończył wciągać ostatnią walizkę do nowego pokoju dziewczyny, a jego starego. Przez to całe zamieszanie nie zauważyliśmy, że zrobił się już wieczór. Harry'ego jak zwykle nie było, Niall nocował gdzieś poza domem, a Liam gotował coś w kuchni. Cały wieczór siedział i rozmawiał z El, chyba poprawił jej humor, bo teraz nawet co chwilę smutno się uśmiechała. Po skończonej przeprowadzce usiedliśmy we czwórkę przy stole, zajadając się jajecznicą kucharza Payne'a. Spalił ją trochę, ale chyba nikt nie będzie mu tego wypominał...
-Chujowa, najchujowsza z chujowych. Jak można spalić jajka? - odezwał się Zayn. Jednak będziemy mu to wypominać. Liam obrażony przeniósł się ze swoim talerzem do salonu, twierdząc, że jajecznica jest przepyszna, i my się nie znamy. Kiedy tylko wyszedł wszyscy wyrzuciliśmy swoje porcję do miski kota El, który przyjechał razem razem z nią. Podszedł do niej, powąchał zawartość i prychnął obrażony. Nigdy nie lubiłem tego smroda. Kupiłem go kiedyś Eleanor. To był błąd, chyba mój największy. A dlaczego? A dlatego, że sir Rubel obrał sobie moje buty za najlepszy drapak na świecie. Odepchnąłem go od siebie nogą, kiedy ten przechodził koło mnie. Odniosłem nasze talerze. Zayn wyszedł jakoś po pół godzinie, zostaliśmy we trójkę. Postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Liam nadal udawał obrażonego, ale powoli mu przechodziło. Siedziałem koło Eleanor na kanapie. Szczerze, to film nawet trochę mnie nie zaciekawił. Na zmianę patrzyłem na nią, na Liama a potem na mój gips. Oparłem rękę o oparcie kanapy, a na niej położyłem swoją głowę. Poczułem, że dziewczyna osuwa się powoli na moje kolana. Uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc ją śpiącą. drugą ręką delikatnie bawiłem się jej włosami. 
-Wrócisz do niej? - wyrwał mnie z moich zamyśleń Payne, a ja gestem ręki pokazałem, żeby mówił ciszej. - Wrócisz? 
-Nie wiem, to wszystko jest trudne. Chciałbym, ale nie wiem czy to się uda. Cała sprawa z Anastazją bardzo mnie zmieniła. - oplotłem kilka jej włosów wokół swojego palca. - Mam nadzieję, że stworzymy szczęśliwą rodzinę, dla naszego dziecka. Dalej nie mogę uwierzyć, że będę ojcem. - westchnąłem.
-Ja nie mogę uwierzyć, że posunąłeś ją w męskim kiblu. - pokazał mi język Liam. 
-Przestań! To nie jest śmieszne. - starałem się ukryć rozbawienie. 
-W każdym razie, życzę ci chłopie, żeby się wam udało. Szczerze? Zawsze lubiłem wasz związek, pod koniec może zaczęło się psuć, ale zawsze do siebie pasowaliście. Mam nadzieję, że wam się uda. - poklepał mnie po ramieniu i udał się w stronę schodów. - Dobranoc. - rzucił na odchodnego.
-Dobranoc...-odpowiedziałem i wlepiłem wzrok w dziewczynę. Może naprawdę jest miłością mojego życia? To wszystko, to nasze zerwanie na kilka miesięcy to tylko nieporozumienie....zresztą sam nie wiem co o tym myśleć. Muszę ją w końcu obudzić, nie może tutaj tak spać. Nie miałem jednak serca, wyglądała tak uroczo. Przekręciłem się tak, że leżała między moimi nogami, oparta głową o klatkę piersiową. Pocałowałem ją delikatnie we włosy i nakryłem nas kocem. Wyłączyłem telewizor i położyłem swoją dłoń na jej brzuchu. Wydawało mi się, że czuję jak dziecko się rusza. To było niemożliwe, to za wcześnie, miało zaledwie kilka tygodni. Zaczyna się nowy etap w moim życiu. Uśmiechnąłem się sam do siebie, wtuliłem w dziewczynę i po chwili zasnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz