- Jak mogłaś? - powiedziała. *******

-Ciii, już dobrze. - Uspokajał mnie chłopak. On mnie nie rozumiał. Nie przeżył tego. Nikt inny tego nie przeżył. Byłam sama ze sobą. Obrzydzałam się. Nie chciałam nawet na siebie patrzeć, nie chciałam by ktoś inny na mnie patrzył. Gdybym wróciła od razu do domu, mogło by to wyglądać inaczej. Nie chciałam powiedzieć mamie, że jej nienawidzę. Kochałam ją, nadal kocham. Coraz trudniej było mi oddychać przez łzy. Nie chciałam przytulać się do nikogo, tym bardziej do kogoś, kto zasługiwał na więcej niż taka histeryczna, obrzydliwa i nieczuła osoba jak ja. Odepchnęłam od siebie Harry'ego i pobiegłam po schodach w dół. On siedział oszołomiony jeszcze przez chwilę na łóżku, po czym zaczął mnie gonić.

-Połknij to. - rozkazał, po czym podał mi wodę. - To leki na uspokojenie.
Pokornie zrobiłam co kazał. Usiadł koło mnie i położył rękę na moim udzie. Siedzieliśmy nie rozmawiając ze sobą kilka minut.
-Przepraszam. - powiedziałam słabym, zachrypniętym głosem, tym samym przerywając ciszę między nami.
Spojrzał na mnie. Nie uśmiechał się, ale w jego oczach widziałam ulgę.
-Dobrze, że nic ci nie jest. Nawet nie wiesz jak bardzo się o Ciebie bałem - głos prawie mu się łamał. Był chyba przestraszony bardziej niż ja, ale dzielnie nie chciał dać tego po sobie poznać. Chciał, żebym myślała, że jest spokojny i mam w nim pewne oparcie.
-Przepraszam- powtórzyłam, widząc do jakiego stanu go doprowadziłam.
-Nie rób tego nigdy więcej - przysunął się do mnie i mocno przytulił. Nie płakałam już, nie miałam siły.
-Która godzina? -zapytałam.
- 2:30, zerwałaś się tak nagle. Wcześniej spałaś w miarę spokojnie.
-Jestem zmęczona. - Rzeczywiście, oczy zamykały mi się same.
-Wracajmy do łózka - podniósł się i podał mi dłoń. Weszliśmy trzymając się za ręce po schodach.
Położyliśmy się koło siebie. Wpatrzona byłam w sufit. Czułam jego dłoń na mojej. Myślałam, że już śpi, kiedy nagle się odezwał.
-Nie zaśniesz, prawda? -uśmiechnął się do mnie.
-Chyba nie.
-Chodź do mnie. - powiedział i rozłożył ręce. - Nic ci nie zrobię. - dodał, widząc moją zdziwioną minę.
Przysunęłam się bliżej a on objął mnie i mocno do siebie przyciągnął. Wtulona w jego tors czułam ciepło które od niego biło. Jego oddech na moich włosach, ręce na plecach.
-Postaraj się o tym nie myśleć. Spróbuj. - pocałował mnie w czoło.
Zaczął cicho coś nucić. Bałam się zasnąć, myślałam, że znowu zobaczę to co wcześniej.
-Musisz zacząć jeść normalnie. - z moich przemyśleń wyrwał mnie jego głos.
-Jem zupełnie normalnie i zdrowo.- odpowiedziałam zdenerwowana.
-Wyglądasz jak pół człowieka, martwię się o Ciebie. Chodzisz w workowatych ubraniach, żeby nikt nie zobaczył, że znikasz. Dlaczego zaczęłaś się odchudzać? Od dawna masz Anoreksje?
-Wcale nie mam. Po prostu się odchudzam, dla własnego poczucia spełnienia, że robię coś dobrego dla siebie. Zawsze byłam gruba. Nigdy nie będę wyglądać tak jak bym chciała, ale chcę się o to starać.
-Poświęcisz dla tego swoje zdrowie? - zapytał nagle.
-Poświęcę całą siebie.
-Czy ty słyszysz co mówisz? Anastazja, musisz się podnieść i walczyć ze swoją słabością. Masz mnie, masz we mnie wsparcie, zawsze i wszędzie. Musisz zacząć żyć normalnie.
Ruszyły mnie jego słowa. Nie miałam już chłopaka, dla którego musiałabym być piękna. Nie miałam rodziców, którzy by się o mnie troszczyli i dbali o mnie. Miałam tylko siebie. Zrozumiałam, że cięcie się do niczego nie prowadzi. Nie uwolni mnie od mojego poczucia winy. Po tej krótkiej rozmowie spojrzałam na wszystko z innej strony. Czułam jak chłopak wtula głowę w moją szyję.
-Zrozum, nie mogę cię stracić. - wyszeptał prosto do mojego ucha. Uśmiechnęłam się. Naprawdę jestem dla kogoś ważna, komuś na mnie zależy. Nie wiem, czy właśnie się zakochałam. Odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam mu w oczy. Mogłabym tak leżeć cały czas, był moją ucieczką od problemów. Harry podniósł się na rękach, tak, że teraz był nade mną.

-Dobranoc. - wtulił się we mnie mocno.
-Dobranoc. - odpowiedziałam, delikatnie się uśmiechając.
******

- Idioto prawie umarłam ze strachu! - krzyczałam, patrząc jak za mną śmieje się uradowany Harry.
- No przepraszam, nie mogłem się powstrzymać! - wykrztusił.
- Bardzo śmieszne! Nie było cię rano, przestraszyłam się. - podeszłam do niego i wplotłam mu palce we włosy.
- Robiłem tylko śniadanie dla nas, spokojnie. - dalej się uśmiechał, najwidoczniej zadowolony z faktu, że tak się nim przejmowałam. Patrzyłam na niego i próbowałam się uśmiechnąć, ale coś po prostu mi nie pozwalało.
-Coś cię męczy?
-To co zwykle. Ja nie umiem się pogo...- przerwał mi dzwonek do drzwi.
-Pójdę zobaczyć kto to. - Harry wstał, a ja za nim. Podeszliśmy do drzwi. Ja skulona za nim obserwowałam całe zdarzenie. Chłopak uchylił drzwi i zawołał:
-Louis, co ty tu robisz? Co ci się stało? Dlaczego ty płaczesz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz