piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 7

W sumie, nie myślałam już o niczym innym, jak tylko o tym, żeby go pocałować. Patrzyłam w jego niebieskie oczy. Dotknęłam jego warg delikatnie. Nagle usłyszałam jak ktoś z impetem otwiera drzwi.
-Anastazja! Przemyślałem wszystko! Właściciel twojego starego mieszkania podał mi twój adres! Musimy porozmawiać, gdzie jesteś? - krzyczał. Odsunęłam się od Louisa.
- Teraz siedź cicho - szepnęłam do niego i wbiegłam do przedpokoju. Zobaczyłam Harry'ego, który rozglądał się po pomieszczeniu.
-Co ty tutaj robisz? Przychodzisz tu po 3 dniach, nie wiedziałam co się z tobą dzieje, czemu nie pisałeś?
-To skomplikowane. Mogę wejść, porozmawiamy? - zapytał i opuścił głowę. Chyba trochę się speszył. Nerwowo obejrzałam się za siebie. Tomlinosn siedział cicho na kanapie i przypatrywał się mi zdziwiony. Odwróciłam głowę do Stylesa, który stał teraz bardzo blisko.
-To jak będzie? - zapytał cicho, zachrypniętym głosem.
-Siądźmy na werandzie, tam mi się będzie lepiej rozmawiało. - wyprosiłam go ruchem ręki. Na odchodnego uśmiechnęłam się blado do siedzącego na kanapie chłopaka, odwróciłam się i zamknęłam za sobą drzwi.
-Myślisz, że jak tak tutaj po prostu przyjdziesz to od razu będzie super? Nie próbowałeś mnie zatrzymać, odezwać się, no kompletnie nic. Gdybyś kiedy wychodziłam powiedział jedno pierdolone ,,zostań" nie byłoby sprawy. Nie było by powodu, żebym była zła. Dlaczego mnie nie zatrzymywałeś? - wypaliłam. Tak bardzo chciałam wiedzieć co się zmieniło, trzymałam to w sobie od 3 dni.
-Anastazja...-zaczął, ale mu przerwałam.
-Nie mów do mnie, daj mi dokończyć - byłam już wściekła. - Staram się cię nie zabić. Podniosłam się z najgorszej depresji sama, a wiesz dlaczego? Bo mnie zostawiłeś! - nie, nie płakałam, po prostu się darłam, tak, że sąsiedzi zaczęli wyglądać przez okna.
-Ciszej, nie musisz krzyczeć. - powiedział spokojnie. Doprowadził mnie do furii.
-ZAMKNIJ SIĘ W KOŃCU! Powiedz mi, dlaczego tak strasznie kłamałeś? Chciałeś patrzeć jak się tnę, czy może jak ćpam? Chciałeś patrzeć jak się wykańczam? Bardzo mi przykro, wygrałam, pierdol się. Nienawidzę Cię, nie umiem ci wybaczyć. A teraz przychodzisz tutaj, jak gdyby nigdy nic, wchodzisz do mojego domu. Siedzisz tutaj, rozbawiony całą sytuacją. Wiedziałeś w jakim stanie byłam. Byłeś jedynym moim oparciem. Ja po prostu.....-zawahałam się. - muszę ci bardzo podziękować. Uświadomiłeś mi, że jedyną osobą, na której mogę polegać jestem ja sama. A teraz żegnam cię, nie mamy o czym rozmawiać.
Odwróciłam się na pięcie i udałam w stronę drzwi. Przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku dni. Podświadomie liczyłam na to, że mnie zatrzyma. Tracąc wszelkie nadzieje nacisnęłam klamkę. Nagle poczułam dużą dłoń na swojej. Obróciłam się i zobaczyłam, że chłopak patrzy prosto na mnie. Podeszłam do niego wściekła.
-Coś jeszcze? - wysyczałam.
-Po prostu przepraszam. Nie dojrzałem rzeczywiście na tyle, żeby być kimś takim jakim chciałem być dla ciebie. To mnie przerosło, chciałem cię zatrzymać, chciałem zadzwonić, ale nie umiałem. Nie jestem gotowy na nasz związek. Nie mogę o to prosić ale muszę. Mogłabyś mi dać trochę czasu? - spojrzał na mnie błagalnie. Wybuchłam śmiechem.
-Nie było naszego związku. Poza tym zastanów się nad tym co mówisz - zaczęłam teatralnie machać rękami i mówić niskim głosem - ,,jestem Harry, tak trochę mi zależy, ale z drugiej strony nie. Więc na razie się pierdol, jak się zdecyduje w bliżej nieokreślonym czasie, teoretycznie możemy się pierdolić razem. Ale nic nie obiecuje" - zakończyłam, patrząc na niego z głupią miną.- To tak nie działa. - pokręciłam głową.
- Zakochałaś się we mnie? - zapytał nagle. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-A co to teraz ma do rzeczy?
-Dużo, po prostu powiedz. - nalegał, cały czas patrząc mi w oczy.
-Jezu Harry...myślałam o tym, byłeś jak do tej pory jedynym chłopakiem przy którym czułam coś tak dziwnego. Nie wiem na pewno, czy to było zakochanie. Zawiodłam się na tobie i teraz sama nie wiem co czuję. Nie patrzę już na ciebie tak samo. Jesteś dziwny! - dodałam na końcu rozzłoszczona. Chłopak zaśmiał się cicho.
-Wiesz, ja też nie wiem czy się w tobie zakochałem. - przysunął się bliżej i przygniótł mnie do ściany. Przełknęłam przestraszona ślinę. - Byłaś taka niewinna, taka krucha. Może się przekonamy czy to jest właśnie to? - zapytał i przejechał nosem po mojej szczęce. Nie było to przyjemne, bałam się.
-Zostaw mnie w spokoju. - Odepchnęłam go od siebie i szybko weszłam do domu. Kiedy chciałam zamknąć drzwi, ostatni raz spojrzałam na chłopaka.
-Co się z tobą stało? - zapytałam łamiącym się głosem i zatrzasnęłam drzwi. Otarłam oczy i usiadłam na podłodze. To ja jestem nienormalna, czy on? Co go tak zmieniło? W sumie, może to on się nie zmienił, nie znałam go przecież. Co by się stało, gdybym pozwoliła mu na więcej? Przespał by się ze mną i dalej nie wiedział co czuję, więc musiałby przespać się dla porównania z kim innym. Biedna, zagubiona owieczka. Wybuchłam śmiechem. W sumie wyglądał jak owieczka odłączona od stada. Zdziwiła mnie jedna rzecz. Dlaczego Louis się nie odzywa? Nie słyszał jak wchodzę? Może się zagubił i nie wie co czuję? Siedzi gdzieś samiutki i biedny i myśli, i myśli, i się wytęża. Chichocząc cicho poszłam go szukać. Weszłam do salonu i rozczulił mnie widok mojej małej śpiącej na kanapie owieczki. Chciałam do niego podejść i wyściskać, ale równało by się to z obudzeniem go, a nie chciałam psuć sobie tego widoku.Wyłączyłam tylko telewizor i przykryłam go kocem. Nachyliłam się i pocałowałam go w policzek. Cała w skowronkach zapomniałam o Harrym. Chciałam wbiec po schodach na górę, jednak brak mojej koordynacji dał się we znaki. Będąc w połowie schodów potknęłam się i zaczęłam spadać. ,, Ja pierdole" pomyślałam sunąc jak saneczkarz na dupie z powrotem na dół. Zjechałam na sam początek schodów i powoli zaczęłam się podnosić. Nagle nad sobą usłyszałam niepohamowany śmiech. Louis prawie dusił się ze śmiechu, nawet nie myślał, żeby podać mi rękę. Popatrzyłam na niego oburzona.
-Jakby schody zakrzywiały się na końcu do góry, mogłabyś zacząć tak skakać. Ana...Anastazja - dziki skoczek, bije rekordy w rozwalaniu sobie dupy na...na odległość - powiedział, jąkając się i nie umiejąc się wysłowić przez napad śmiechu.
-Będziesz mi jeszcze zazdrościł, pozdrowię cię w telewizji jak będę odbierać swoją nagrodę za najlepszy skok w historii. - śmiał się coraz bardziej.- A weź spierdalaj! - teraz ja też się zaśmiałam. Podniosłam się w końcu i udałam do kuchni. Wyciągnęłam z zamrażarki lód i przyłożyłam do obolałych pośladków. Widząc moją niezadowoloną minę Lou nie mógł ustać na nogach ze śmiechu.
-Jest 23, normalni ludzie sobie śpią......A ty sobie jeździsz na dupie po schodach, często tak robisz? Może ja też zacznę?
-To jest sport dla elity, nie dla takiego wieśniaka! - Krzyknęłam. Rozbrajał mnie widok leżącego chłopaka na podłodze.
-Już, już się uspokajam. Naprawdę. - wstał i wytarł łzy z oczu.
-Bo ci uwierzę. A teraz przepraszam, idę się umyć. - wyminęłam go i udałam się do łazienki. Weszłam powoli do gorącej wody w wannie. Chciałam się odprężyć, poleżeć chwilę. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu. Naglę usłyszałam zbliżający się śmiech. Był coraz bliżej. Nagle ktoś stanął pod drzwiami i usłyszałam Louisa:
-Po wannie też jeździsz?
-Daj mi spokój na 10 minut idioto! - krzyknęłam. Ze śmiechem Tommo oddalił się w inne miejsce. ,,Co za kretyn" pomyślałam. Po pół godzinie wyszłam z łazienki w piżamie. Wycierając włosy ręcznikiem zeszłam na dół, w celu zrobienia sobie śniadania. To znaczy kolacji. Udziela mi się towarzystwo Louisa. Wariuje powoli. Wyciągnęłam chleb tostowy.
-LOUIS CHCESZ TOSTY? - wrzasnęłam.
-COOOOO?? - usłyszałam z góry.
-TOSTY, TOSTY IDIOTO, CHCESZ?
-Z CZYM?
-Z SEREM!
-COOOO???
-Z SE-REM! - nie dość, że idiota, to jeszcze głuchy.
-CHCE! -odkrzyknął po chwili namysłu.
Spojrzałam w sufit i pokiwałam z niedowierzaniem głową. Z kim ja żyję? Zaczęłam smarować gotowe tosty masłem, kiedy poczułam jak czyjeś dłonie oplatają się wokół mojej talii i przysuwają mnie bliżej swojego ciała. Louis oparł głowę na moim ramieniu.
-Już ci przeszedł kretynizm? - nie chciałam dać po sobie jak bardzo podobała mi się ta sytuacja. Odchyliłam głowę do tyłu i oparłam o niego. Ten tylko mruknął cicho:
-Obawiam się, że to jest raczej niemożliwe. Pomóc Ci jakoś?
-Możesz tak stać i dotrzymywać mi towarzystwa. Jakbym ci dała nóż do masła, mógłbyś kogoś zabić.
-Myślę, że.......- odskoczył ode mnie z wrzaskiem i stanął w drugim końcu pokoju.
-Co ci się stało? -zapytałam, i zaczęłam się rozglądać.
-Przestraszyłem się jak tosty wyskoczyły. - spojrzałam na niego ze zdegustowaną miną.
-Idź ty sobie lepiej usiądź. Zaraz przyniosę jedzenie.
Kolacja minęła nam bez żadnych rewelacji, żadne tosty nie chciały już rzucić się na Louisa. Włożyłam naczynia do zmywarki. Ostrożnie tym razem weszłam na górę i położyłam się do łóżka. Zaraz potem usłyszałam jak drzwi od łazienki otwierają się i do mojej sypialni wchodzi Louis. Wślizgnął się pod kołdrę i przytulił mnie od tyłu. położył poduszkę koło mojej głowy i się na niej ułożył. Zaczął jeździć swoim palcem po moim brzuchu. Leżałam jak sparaliżowana i czekałam na kolejny ruch z jego strony. Po chwili odezwałam się jednak:
-Czy ktoś cię zapraszał do mojego łóżka?
-Nie, ale wiem, że nikt mnie nie wyprosi. - odpowiedział wesoło.
Odwróciłam się w jego stronę. Udawałam złą, ale kiedy nasze spojrzenia się spotkały nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu.
-Jesteś pewny? - zapytałam zadziornie.
-Jak najbardziej! - stwierdził zdecydowanie. Powoli przysunął twarz do mojej. Robił to bardzo delikatnie i strasznie powoli. Powtórzyła się sytuacja z przed kilku godzin. Czułam jego oddech na ustach. Subtelnie złączył je w delikatnym pocałunku. Położyłam dłoń na jego twarzy, a on coraz bardziej pogłębiał pocałunek.
,,Chyba się zakochałam" - pomyślałam. Chłopak schodził z pocałunkami na moją szyję. Co chwile przygryzał skórę. Pozwalałam mu na wszystko, nie krępowałam się. Całowaliśmy się długo. Oboje czuliśmy, że to nie czas na następny krok, nie chcieliśmy niczego więcej. Przynajmniej na razie. Chłopak wrócił do całowania moich ust. Czułam jak się uśmiecha. Świetnie, nawet teraz, nie może być poważny. Oderwał się ode mnie z bananem na twarzy i rozczochranymi włosami.
-Naprawdę? Nawet teraz? - zapytałam zdegustowana.
-Ale co?
-Śmiejesz się ze mnie, z siebie, czy przypomniał ci się meganieśmieszny żart? - zapytałam pokazując mu język.
-Nie śmieje się. Po prostu jestem tak strasznie szczęśliwy. - Powiedział, teraz juz zupełnie poważnie. Wow, nie spodziewałam się takiego wyznania teraz. Wtuliłam się w niego i delikatnie przygryzłam płatek jego ucha.
-Anastazja? - zapytał naglę.
-Tak?
-Mogę ci powiedzieć, że się w tobie zakochałem? - Motylki w moim brzuchu dostały właśnie ataku padaczki. To chyba najbardziej romantyczne porównanie jakie udało mi się do tej pory wymyślić.
-Możesz. - stwierdziłam cicho.
-To właśnie to mówię, zakochałem się w tobie. Bardzo.- spojrzał na mnie. Tym razem mówił to całkiem poważnie.
-Ja też się w tobie zakochałam. - Dotknęłam dłonią jego torsu i zaczęłam jeździć po nim palcami. Louis wpatrywał się we mnie.
-No co? - zapytałam zła.
-Nie mogę uwierzyć  to co słyszę. - uśmiechnął się. Odwróciłam się i zgasiłam lampkę koło łóżka.
-Udowodnić ci to? - ten tylko spojrzał na mnie zdziwiony, a ja pocałowałam go znowu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz