******Perspektywa Perrie*******
Zayn wszedł zmęczony do domu. Powłócząc nogami udał się na kanapę. Rzucił się na nią twarzą w dół i jęknął. Podeszłam do niego ze śmiechem. Pocałowałam go delikatnie we włosy.
-Co się stało, że jesteś taki padnięty? - zapytałam, siadając koło niego. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
-Tyyyle się dzisiaj działo. - przewrócił oczami, zrobił smutną minę, i znowu wrócił do konania ze zmęczenia twarzą w dół.
-Domyślam się, cały dzień nie odbierałeś telefonu. Opowiesz mi w skrócie? Nie chce cię męczyć.
-Harry się naćpał, powiedział, że Eleanor jest w ciąży, bo Louis ruchnął ją w łazience. Anastazja się zezłościła i gdzieś z nim pojechała ( w sensie z Harrym ). Ja wziąłem Lou i pojechaliśmy na lotnisko szukając El, która miała lecieć do rodziców. Kiedy już ją przekonał, żeby z nim wracała zaczął bolec ją brzuch. Zabrałem ich do szpitala, a tam się okazało, że to przez stres, ale z dzieckiem dobrze. No i skończyło się na tym, że pomagałem w przeprowadzce. El wprowadziła się do domu chłopaków. - wypalił na jednym oddechu i wyszczerzył się do mnie. Ja siedziałam chwilę bez ruchu i analizowałam wszystko, czego się dowiedziałam.
-Żartujesz. - wyszeptałam po chwili, z szeroko otwartymi oczami. On tylko pokręcił przecząco głową. Złapałam się za czoło.
-Matko boska, jeszcze jedno dziecko. Muszę sobie zrobić herbaty. - wstałam i drętwo poczłapałam w stronę kuchni. Oparłam się rękami o blat i głośno wypuściłam powietrze. Nie, moje życie i moi znajomi zdecydowanie nie byli normalni. Trzęsły mi się ręce, kiedy zalewałam fusy w kubku gorącą wodą. Chwyciłam go w dłonie i ostrożnie, żeby nic nie rozlać powędrowałam znowu do salonu. Rozsiadłam się wygodnie na fotelu, ponieważ pan szanowny, zajął swoją osobą całą kanapę.
-A jak ona się teraz czuję? - zapytałam po chwili, ciągnąc pierwszy łyk gorącego naparu.
-Kto? Eleanor? - zapytał niemrawo chłopak, podnosząc głowę i patrząc na mnie. Wyglądał tak uroczo!
-No a kto inny? - pokazałam mu język.
-Lepiej. Wiesz, wydaję mi się, że ona cały czas kocha Louisa, chce do niego wrócić. Poza tym, byli fajną parą. - wzruszył ramionami.

-Brawo. - burknął Zayn i wstał, żeby mi pomóc. Podniósł kubek z ziemi i za rękę zaprowadził mnie do kuchni. - ściągaj spodnie. - rzucił przez ramię. Zrobiłam zdziwiona minę i po chwili zdjęłam z siebie moje szare dresy z pumy. Wrzuciłam je do zlewu, gdyż całe jeszcze ociekały z herbaty.
-Ale z ciebie kaleka. Jak Louis. - zaśmiał się Malik, zapierając spodnie. Walnęłam go w ramię.
-Odwal się, co? Amelia i ja jesteśmy urażone twoim zachowaniem! - wskazałam ze złą miną na brzuch. Zayn podszedł do mnie i go pocałował. Wyprostował się i położył swoje usta na moich.
-Bardzo panie przepraszam, chciałbym powiedzieć, że bardzo was kocham. - stanął na baczność i wyrecytował, jakby nauczył się tego na pamięć.
-Rozpatrzymy twoją prośbę o wybaczenie. Teraz udajemy się do łóżka. - zaśmiałam się i dumnym krokiem ruszyłam w stronę sypialni, kręcąc przy tym biodrami. Czułam na sobie jego spojrzenie. Bardzo dobrze, niech się męczy.
Zdjęłam z siebie bieliznę i koszulkę. Powędrowałam do prysznica i szybko się obmyłam. Owinęłam się w puchaty, biały ręcznik i postawiłam stopy na dywaniku na środku łazienki. Kiedy skończyłam suszyć włosy związałam je w wysokiego kucyka, a sama ubrałam się w piżamę. Cicho wpełzłam do sypialni. No tak, Zayn uwalił się do łóżka i chrapał najlepsze. W butach i ubraniu. O nie, tak nie będzie! Zapaliłam światło i powiedziałam, dość donośnym głosem.
-Idź się umyć, proszę cię. Jest jeszcze wcześnie. - zachęciłam go klaskaniem. Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem i zwlekł się z łóżka. Uśmiechnęłam się zwycięsko, a ten na odchodnego strzelił mi w udo porządnego siekacza. Otworzyłam usta z oburzenia, a ten zachichotał. Z obrażoną miną położyłam się w łóżku.
-Ty nie będziesz taka jak głupi tatuś, tak? - zapytałam małej. - Nie będziesz, tatuś jest wstrętny brzydal, tak, okropny. - pogładziłam brzuch, wyginając usta w podkówkę. - Już niedługo się widzimy, sierpień się kończy, do grudnia czas zleci jak z bicza strzelił. Chwila....sierpień się kończy...-podniosłam telefon do oczu i odblokowałam go. Kiedy już złapałam ostrość, po tym, jak światło z niego mnie oślepiło, spojrzałam na datę. 22 sierpień....o czymś zapomniałam, na pewno. Kurwa....sierpień sierpień.....chwila....29.....urodziny....LIAMA! Poderwałam się na równe nogi i wybiegłam z pokoju. Wparowałam bez pukania do łazienki i zobaczyłam tylko zamazany kontur Zayna, za zaparowanymi drzwiami od kabiny prysznica. Wsadziłam głowę do środka.
-ZAYN! - krzyknęłam, a ten odwrócił się gwałtownie, zasłaniając się.
-Jezu, jak mnie przestraszyłaś. Po co przyszłaś, chcesz się ze mną myć? - poruszył znacząco brwiami. Zrobiłam zdegustowaną minę i wskazałam na brzuch. - No i co z nią? Ona nie chce się myć?
-Mówię, że jestem w ciąży....ja nie mogę teraz...no wiesz....-chciałam się ominąć to słowo.
-Jezzu...ja mówię tylko o prysznicu a ty od razu, jakieś zboczone podteksty widzisz. - splótł ręce na klatce piersiowej i spojrzał na mnie wymownie.
-Już widzę, jak trzymałbyś ręce przy sobie! Nie ważne. - zmieniłam temat. - Za tydzień Liam ma urodziny!
-Kurde, zapomniałem...Jedziemy mu coś kupić! Zakupy! - ucieszył się klasnął w dłonie. Przewróciłam oczami. Zachowywał się jak baba.

-Dobranoc, kochanie. - wyszeptałam do jego ucha. Odwrócił się do mnie. Przez chwilę jeszcze próbował udawać, że jest zły. Potem jednak uśmiechnął się promiennie.
-Nie lubię cię, wiesz? - droczył się ze mną. Pocałowałam go w usta i oparłam głowę o poduszkę. Obrócił się w moją stronę i przytulił mnie.
-A ja cię kocham. Jak nikogo innego. Obiecasz mi jedno? - zapytałam po chwili, patrząc w jego brązowe oczy. - Pobierzemy się kiedyś?

****Perspektywa Louisa****
Kiedy się obudziłem, Eleanor już nie było. Przeciągnąłem się i powoli podniosłem, przecierając oczy. Do moich nozdrzy wdarł się jakiś niezidentyfikowany zapach. Zaciągnąłem się mocniej. Śniadanie! Chwyciłem kulę i udałem się w stronę kuchni. Przy blacie stała dziewczyna, gotowała coś zawzięcie. Kiedy usłyszała kroki odwróciła się i uśmiechnęła do mnie.
-Chyba nie za wygodnie się spało, co? Mogłeś mnie obudzić, poszłabym do siebie. - uścisnęła mnie przyjaźnie.
-Co ty, było idealnie. To znaczy....-speszyłem się trochę. - dobrze. Co tam gotujesz? - zapytałem i wskazałem na kuchenkę.
-Śniadanie, jeszcze pamiętam co lubisz. Myślę, że zapiekanki rano poprawią ci humor, jakikolwiek jest. -uśmiechnęła się do mnie i wróciła do gotowania. Usiadłem na stołku barowym, kładąc kulę na ziemi. Eleanor nałożyła na talerz jedną porcję i podała mi go. Zabrałem się do jedzenia, rozpływając się w smaku. Co jak co, umiała gotować.
-Smakuję ci? - zapytała, a ja zachłannie pokiwałem głową. Zaśmiała się cicho i usiadła naprzeciwko mnie. Kiedy skończyłem spojrzała na mnie i chwyciła moją dłoń. Zdziwił mnie jej gest, ale nie zareagowałem.
-Mam prośbę. - zaczęła, a ja przysłuchiwałem się uważnie. - Jedź do Anastazji, powiedz jej wszystko, przeproś ją. Nie trać kontaktu z nią. Wiem, że ci na niej zależy, widzę to. - spojrzała mi w oczy.
-Może masz rację. Pojadę do niej, nie będziesz miała nic przeciwko, jeżeli kiedyś będę się z nią przyjaźnił? - zapytałem niepewnie.

*****
-Anastazja! - krzyknąłem już zły, waląc od 10 minut do drzwi. Dziewczyna oświadczyła, że nie będzie ze mną rozmawiać i zamknęła drzwi. O nie, ja tak łatwo się nie poddam. Załomotałem znowu.
-Mogę tu stać cały dzień! - zagroziłem.
-Miłej zabawy. - usłyszałem stłumiony głos dziewczyny. Burknąłem bardziej do siebie, niż do niej, że 'dziękuję' i zdesperowany usiadłem na wycieraczce. Kiedyś musiała w końcu wyjść.
-BĘDĘ TU SIEDZIEĆ CAŁY DZIEŃ! - krzyknąłem.- CAŁY, JEDEN, JEBANY, PIERDOLONY.....cześć Barbara. - uciąłem nagle, gdy jej postać pojawiła się drzwiach. Była wściekła, nie ma co.
-Przestań się wydzierać? Czy mam ci przetłumaczyć, co znaczy ,,nie"? - warknęła na mnie, patrząc, jak kulawo podnoszę się na nogi.
-Mam ci wytłumaczyć, że mnie to nie obchodzi? Mogę wejść? - zapytałem zdesperowany.
-Nie. - już chciała zamknąć drzwi, ale odepchnąłem ją na bok i wszedłem w końcu do środka.
-ANASTAZJA! - krzyknąłem. Dziewczyna wyszła z salonu, ale nie patrzyła na mnie. Jej wściekłe spojrzenie było wlepione w Barbarę.
-Wpuściłaś go? - zapytała z niedowierzaniem.
-Sam wlazł, wepchnął się. - burknęła wściekła Palvin. Sparrow machnęła niedbale ręką w naszą stronę i już chciała odejść, ale ja złapałem ją za rękę.
-Daj mi 30 sekund. - powiedziałem błagalnym tonem, patrząc jej w oczy. Odwróciła się i warknęła:
-20. Streszczaj się.
-Dobra, zrobiłem to z nią, ale byłem zalany w trupa. To było po tym jak ze mną zerwałaś, przed tym natomiast, jak wyjechałem. Więc nie możesz mi zarzucać, że się szybko pocieszyłem. Mieliśmy z Eleanor o tym zapomnieć, wcale nie chciała rujnować naszego związku, którego zresztą i tak już nie było. Teraz ona jest w ciąży, a ja cię potrzebuję, jako przyjaciółki. Jesteś jedyną osobą, oprócz Zayna, z którą jestem w stanie o tym rozmawiać. Poza tym, wiem, że też mnie potrzebujesz, po tej całej sprawie z Harrym. Proszę cię, dajmy sobie szansę, jako przyjaciele. - cały czas trzymałem jej dłoń. Zadziwiłem sam siebie. Mówienie o ,,nas" jako ,,przyjaciołach", wcale nie sprawiało mi trudu. Już nie. Ona stała chwilę bez ruchu, po czym rzuciła mi się na szyję.
-Masz rację, potrzebuję cię, cholernie cię potrzebuję. Jako przyjaciela. Dziękuję, że jesteś. - objąłem ją w talii i poczułem ogromną ulgę. Jakby kamień spadł mi z serca. An wypłakiwała mi się w ramię. Nie, nie będę płakać, nie jestem baba...dam radę, przecież Barbara tu jest, będzie się ze mnie śmiała....nie rozryczę się, nie mam 14 lat....dam radę....NIE DAM RADY! Wtuliłem się w nią i rozryczałem razem z nią.
-Ale jesteście cipy. - skwitowała Barbara. Rzuciliśmy jej mordercze spojrzenia.
-Mam ci tyle do opowiedzenia! - zwróciła się do mnie Anastazjia. - Możesz teraz zostać?
-Muszę, nie ma mnie kto zawieźć do domu, sam nie poprowadzę, ale to chyba dobrze. - uśmiechnąłem się do niej. - Tęskni.......-huk do drzwi przerwał moją wypowiedź. Spojrzałem w tym kierunku. Zobaczyłem Nialla, stał tam cały blady, chyba lekko pijany. Wyglądał, jakby miał zamiar rzygać, ale jednocześnie płakać. Złapał się desperacko szafki w przedpokoju. Barbara podbiegła do niego i złapała go pod ramię.
-Niall, co się stało do jasnej cholery? - zapytała przerażonym głosem.
-To Harry, on chyba nie da rady...nie wytrzyma....-wyjąkał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz