poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 32

******Perspektywa Perrie*******


Zayn wszedł zmęczony do domu. Powłócząc nogami udał się na kanapę. Rzucił się na nią twarzą w dół i jęknął. Podeszłam do niego ze śmiechem. Pocałowałam go delikatnie we włosy.
-Co się stało, że jesteś taki padnięty? - zapytałam, siadając koło niego. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
-Tyyyle się dzisiaj działo. - przewrócił oczami, zrobił smutną minę, i znowu wrócił do konania ze zmęczenia twarzą w dół.
-Domyślam się, cały dzień nie odbierałeś telefonu. Opowiesz mi w skrócie? Nie chce cię męczyć. 
-Harry się naćpał, powiedział, że Eleanor jest w ciąży, bo Louis ruchnął ją w łazience. Anastazja się zezłościła i gdzieś z nim pojechała ( w sensie z Harrym ). Ja wziąłem Lou i pojechaliśmy na lotnisko szukając El, która miała lecieć do rodziców. Kiedy już ją przekonał, żeby z nim wracała zaczął bolec ją brzuch. Zabrałem ich do szpitala, a tam się okazało, że to przez stres, ale z dzieckiem dobrze. No i skończyło się na tym, że pomagałem w przeprowadzce. El wprowadziła się do domu chłopaków. - wypalił na jednym oddechu i wyszczerzył się do mnie. Ja siedziałam chwilę bez ruchu i analizowałam wszystko, czego się dowiedziałam. 
-Żartujesz. - wyszeptałam po chwili, z szeroko otwartymi oczami. On tylko pokręcił przecząco głową. Złapałam się za czoło. 
-Matko boska, jeszcze jedno dziecko. Muszę sobie zrobić herbaty. - wstałam i drętwo poczłapałam w stronę kuchni. Oparłam się rękami o blat i głośno wypuściłam powietrze. Nie, moje życie i moi znajomi zdecydowanie nie byli normalni. Trzęsły mi się ręce, kiedy zalewałam fusy w kubku gorącą wodą. Chwyciłam go w dłonie i ostrożnie, żeby nic nie rozlać powędrowałam znowu do salonu. Rozsiadłam się wygodnie na fotelu, ponieważ pan szanowny, zajął swoją osobą całą kanapę. 
-A jak ona się teraz czuję? - zapytałam po chwili, ciągnąc pierwszy łyk gorącego naparu.
-Kto? Eleanor? - zapytał niemrawo chłopak, podnosząc głowę i patrząc na mnie. Wyglądał tak uroczo!
-No a kto inny? - pokazałam mu język.
-Lepiej. Wiesz, wydaję mi się, że ona cały czas kocha Louisa, chce do niego wrócić. Poza tym, byli fajną parą. - wzruszył ramionami. 
-No niby tak. Pod koniec wszystko się posypało ale co tam, teraz będzie tylko lepiej. - chciałam machnąć ręką, żeby dodatkowo zobrazować moją wypowiedź, ale potrąciłam kubek stojący na moich kolanach i cała zawartość wylała się na moje spodnie. Wstałam gwałtownie zrzucając z siebie koc, którym wcześniej się przykryłam.
-Brawo. - burknął Zayn i wstał, żeby mi pomóc. Podniósł kubek z ziemi i za rękę zaprowadził mnie do kuchni. - ściągaj spodnie. - rzucił przez ramię. Zrobiłam zdziwiona minę i po chwili zdjęłam z siebie moje szare dresy z pumy. Wrzuciłam je do zlewu, gdyż całe jeszcze ociekały z herbaty. 
-Ale z ciebie kaleka. Jak Louis. - zaśmiał się Malik, zapierając spodnie. Walnęłam go w ramię. 
-Odwal się, co? Amelia i ja jesteśmy urażone twoim zachowaniem! - wskazałam ze złą miną na brzuch. Zayn podszedł do mnie i go pocałował. Wyprostował się i położył swoje usta na moich. 
-Bardzo panie przepraszam, chciałbym powiedzieć, że bardzo was kocham. - stanął na baczność i wyrecytował, jakby nauczył się tego na pamięć. 
-Rozpatrzymy twoją prośbę o wybaczenie. Teraz udajemy się do łóżka. - zaśmiałam się i dumnym krokiem ruszyłam w stronę sypialni, kręcąc przy tym biodrami. Czułam na sobie jego spojrzenie. Bardzo dobrze, niech się męczy.
Zdjęłam z siebie bieliznę i koszulkę. Powędrowałam do prysznica i szybko się obmyłam. Owinęłam się w puchaty, biały ręcznik i postawiłam stopy na dywaniku na środku łazienki. Kiedy skończyłam suszyć włosy związałam je w wysokiego kucyka, a sama ubrałam się w piżamę. Cicho wpełzłam do sypialni. No tak, Zayn uwalił się do łóżka i chrapał najlepsze. W butach i ubraniu. O nie, tak nie będzie! Zapaliłam światło i powiedziałam, dość donośnym głosem.
-Idź się umyć, proszę cię. Jest jeszcze wcześnie. - zachęciłam go klaskaniem. Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem i zwlekł się z łóżka. Uśmiechnęłam się zwycięsko, a ten na odchodnego strzelił mi w udo porządnego siekacza. Otworzyłam usta z oburzenia, a ten zachichotał. Z obrażoną miną położyłam się w łóżku.
-Ty nie będziesz taka jak głupi tatuś, tak? - zapytałam małej. - Nie będziesz, tatuś jest wstrętny brzydal, tak, okropny. - pogładziłam brzuch, wyginając usta w podkówkę. - Już niedługo się widzimy, sierpień się kończy, do grudnia czas zleci jak z bicza strzelił. Chwila....sierpień się kończy...-podniosłam telefon do oczu i odblokowałam go. Kiedy już złapałam ostrość, po tym, jak światło z niego mnie oślepiło, spojrzałam na datę. 22 sierpień....o czymś zapomniałam, na pewno. Kurwa....sierpień sierpień.....chwila....29.....urodziny....LIAMA! Poderwałam się na równe nogi i wybiegłam z pokoju. Wparowałam bez pukania do łazienki i zobaczyłam tylko zamazany kontur Zayna, za zaparowanymi drzwiami od kabiny prysznica. Wsadziłam głowę do środka.
-ZAYN! - krzyknęłam, a ten odwrócił się gwałtownie, zasłaniając się. 
-Jezu, jak mnie przestraszyłaś. Po co przyszłaś, chcesz się ze mną myć? - poruszył znacząco brwiami. Zrobiłam zdegustowaną minę i wskazałam na brzuch. - No i co z nią? Ona nie chce się myć? 
-Mówię, że jestem w ciąży....ja nie mogę teraz...no wiesz....-chciałam się ominąć to słowo. 
-Jezzu...ja mówię tylko o prysznicu a ty od razu, jakieś zboczone podteksty widzisz. - splótł ręce na klatce piersiowej i spojrzał na mnie wymownie. 
-Już widzę, jak trzymałbyś ręce przy sobie! Nie ważne. - zmieniłam temat. - Za tydzień Liam ma urodziny! 
-Kurde, zapomniałem...Jedziemy mu coś kupić! Zakupy! - ucieszył się klasnął w dłonie. Przewróciłam oczami. Zachowywał się jak baba.
-W każdym razie, to dopiero jutro. A teraz żegnam pana, dobranoc. - już miałam wychodzić, kiedy nagle wróciłam do niego, kiedy ten zdążył odwrócić się już tyłem do drzwi i z całej siły trzasnęłam go w nogę. Ze śmiechem uciekłam do sypialni, po drodze słysząc, jak mi złorzeczy. Ukryłam się pod kołdrą. Po 15 minutach wszedł jeszcze zły na mnie chłopak. Nie zwracając na mnie uwagi położył się tyłem do mnie. Wysunęłam głowę na zewnątrz, żeby zobaczyć co się dzieje. No tak, teraz będzie obrażony. Przysunęłam się do niego i przytuliłam go od tyłu. Pocałowałam go w policzek.
-Dobranoc, kochanie. - wyszeptałam do jego ucha. Odwrócił się do mnie. Przez chwilę jeszcze próbował udawać, że jest zły. Potem jednak uśmiechnął się promiennie. 
-Nie lubię cię, wiesz? - droczył się ze mną. Pocałowałam go w usta i oparłam głowę o poduszkę. Obrócił się w moją stronę i przytulił mnie.
-A ja cię kocham. Jak nikogo innego. Obiecasz mi jedno? - zapytałam po chwili, patrząc w jego brązowe oczy. - Pobierzemy się kiedyś?
-Dla mnie, możemy nawet jutro. Jestem pewny, że tylko z tobą chce spędzić resztę życia. - pocałował mnie w czoło. - Też cię kocham, śpij już spokojnie. A no i dobranoc Amelia. - pogłaskał mój brzuch i znowu wtulił się we mnie. Powoli zasypiałam, czując, że nie mogę chcieć niczego więcej od życia. Tej nocy miałam najlepszy sen, jaki mogłam sobie wymarzyć. Ja, Zayn i Amelia, budzimy się koło siebie. Na zawsze razem, tak strasznie szczęśliwi.

****Perspektywa Louisa****

Kiedy się obudziłem, Eleanor już nie było. Przeciągnąłem się i powoli podniosłem, przecierając oczy. Do moich nozdrzy wdarł się jakiś niezidentyfikowany zapach. Zaciągnąłem się mocniej. Śniadanie! Chwyciłem kulę i udałem się w stronę kuchni. Przy blacie stała dziewczyna, gotowała coś zawzięcie. Kiedy usłyszała kroki odwróciła się i uśmiechnęła do mnie. 
-Chyba nie za wygodnie się spało, co? Mogłeś mnie obudzić, poszłabym do siebie. - uścisnęła mnie przyjaźnie.
-Co ty, było idealnie. To znaczy....-speszyłem się trochę. - dobrze. Co tam gotujesz? - zapytałem i wskazałem na kuchenkę. 
-Śniadanie, jeszcze pamiętam co lubisz. Myślę, że zapiekanki rano poprawią ci humor, jakikolwiek jest. -uśmiechnęła się do mnie i wróciła do gotowania. Usiadłem na stołku barowym, kładąc kulę na ziemi. Eleanor nałożyła na talerz jedną porcję i podała mi go. Zabrałem się do jedzenia, rozpływając się w smaku. Co jak co, umiała gotować.
-Smakuję ci? - zapytała, a ja zachłannie pokiwałem głową. Zaśmiała się cicho i usiadła naprzeciwko mnie. Kiedy skończyłem spojrzała na mnie i chwyciła moją dłoń. Zdziwił mnie jej gest, ale nie zareagowałem.
-Mam prośbę. - zaczęła, a ja przysłuchiwałem się uważnie. - Jedź do Anastazji, powiedz jej wszystko, przeproś ją. Nie trać kontaktu z nią. Wiem, że ci na niej zależy, widzę to. - spojrzała mi w oczy. 
-Może masz rację. Pojadę do niej, nie będziesz miała nic przeciwko, jeżeli kiedyś będę się z nią przyjaźnił? - zapytałem niepewnie.
-W żadnym wypadku! Cieszyłabym się! Jedź do niej! - uśmiechnęła się do mnie zachęcająco. Zdziwiło mnie jej zachowanie, zmieniła się nie do poznania. Na lepsze. Nachyliłem się i pocałowałem ją w policzek. Jak w skowronkach pognałem na górę ( pognałem, jak pognałem - poszedłem najszybciej, jak tylko mogłem i pozwalał mi na to gips). Wziąłem szybki prysznic z nogą wystawioną przed kabinę, ubrałem coś czystego i poprosiłem Liama, żeby mnie zawiózł. Zgodził się, bo akurat miał jechać do Danielle. Pełny dobrej wiary pożegnałem się z El, która zaoferowała się posprzątać mój pokój, bo ostatnio przez syf nie dało się normalnie otworzyć drzwi, i wskoczyłem do samochodu. Już nie mogę się doczekać. 

*****

-Anastazja! - krzyknąłem już zły, waląc od 10 minut do drzwi. Dziewczyna oświadczyła, że nie będzie ze mną rozmawiać i zamknęła drzwi. O nie, ja tak łatwo się nie poddam. Załomotałem znowu. 
-Mogę tu stać cały dzień! - zagroziłem.
-Miłej zabawy. - usłyszałem stłumiony głos dziewczyny. Burknąłem bardziej do siebie, niż do niej, że 'dziękuję' i zdesperowany usiadłem na wycieraczce. Kiedyś musiała w końcu wyjść. 
-BĘDĘ TU SIEDZIEĆ CAŁY DZIEŃ! - krzyknąłem.- CAŁY, JEDEN, JEBANY, PIERDOLONY.....cześć Barbara. - uciąłem nagle, gdy jej postać pojawiła się drzwiach. Była wściekła, nie ma co.
-Przestań się wydzierać? Czy mam ci przetłumaczyć, co znaczy ,,nie"? - warknęła na mnie, patrząc, jak kulawo podnoszę się na nogi.
-Mam ci wytłumaczyć, że mnie to nie obchodzi? Mogę wejść? - zapytałem zdesperowany. 
-Nie. - już chciała zamknąć drzwi, ale odepchnąłem ją na bok i wszedłem w końcu do środka. 
-ANASTAZJA! - krzyknąłem. Dziewczyna wyszła z salonu, ale nie patrzyła na mnie. Jej wściekłe spojrzenie było wlepione w Barbarę. 
-Wpuściłaś go? - zapytała z niedowierzaniem. 
-Sam wlazł, wepchnął się. - burknęła wściekła Palvin. Sparrow machnęła niedbale ręką w naszą stronę i już chciała odejść, ale ja złapałem ją za rękę. 
-Daj mi 30 sekund. - powiedziałem błagalnym tonem, patrząc jej w oczy. Odwróciła się i warknęła: 
-20. Streszczaj się. 
-Dobra, zrobiłem to z nią, ale byłem zalany w trupa. To było po tym jak ze mną zerwałaś, przed tym natomiast, jak wyjechałem. Więc nie możesz mi zarzucać, że się szybko pocieszyłem. Mieliśmy z Eleanor o tym zapomnieć, wcale nie chciała rujnować naszego związku, którego zresztą i tak już nie było. Teraz ona jest w ciąży, a ja cię potrzebuję, jako przyjaciółki. Jesteś jedyną osobą, oprócz Zayna, z którą jestem w stanie o tym rozmawiać. Poza tym, wiem, że też mnie potrzebujesz, po tej całej sprawie z Harrym. Proszę cię, dajmy sobie szansę, jako przyjaciele. - cały czas trzymałem jej dłoń. Zadziwiłem sam siebie. Mówienie o ,,nas" jako ,,przyjaciołach", wcale nie sprawiało mi trudu. Już nie. Ona stała chwilę bez ruchu, po czym rzuciła mi się na szyję. 
-Masz rację, potrzebuję cię, cholernie cię potrzebuję. Jako przyjaciela. Dziękuję, że jesteś. - objąłem ją w talii i poczułem ogromną ulgę. Jakby kamień spadł mi z serca.  An wypłakiwała mi się w ramię. Nie, nie będę płakać, nie jestem baba...dam radę, przecież Barbara tu jest, będzie się ze mnie śmiała....nie rozryczę się, nie mam 14 lat....dam radę....NIE DAM RADY!  Wtuliłem się w nią i rozryczałem razem z nią. 
-Ale jesteście cipy. - skwitowała Barbara. Rzuciliśmy jej mordercze spojrzenia. 
-Mam ci tyle do opowiedzenia! - zwróciła się do mnie Anastazjia. - Możesz teraz zostać? 
-Muszę, nie ma mnie kto zawieźć do domu, sam nie poprowadzę, ale to chyba dobrze. - uśmiechnąłem się do niej. - Tęskni.......-huk do drzwi przerwał moją wypowiedź. Spojrzałem w tym kierunku. Zobaczyłem Nialla, stał tam cały blady, chyba lekko pijany. Wyglądał, jakby miał zamiar rzygać, ale jednocześnie płakać. Złapał się desperacko szafki w przedpokoju. Barbara podbiegła do niego i złapała go pod ramię. 
-Niall, co się stało do jasnej cholery? - zapytała przerażonym głosem. 
-To Harry, on chyba nie da rady...nie wytrzyma....-wyjąkał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz