niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 11

-Masz 5 minut, żeby wstać. To moje ostatnie słowo! Potem będziesz zrzędził, że nie masz na nic czasu.
-Ughm. - usłyszałam odpowiedź od leżącego twarzą w dół chłopaka.
-Masz dzisiaj wywiad na żywo, który zaczyna się...-spojrzałam na zegarek- dokładnie za dwie godziny. Może ci pomóc zwlec się z łóżka?
Nic już nie mówił. Typowe, zasnął. Stoję nad nim już 20 minut i staram się go postawić na nogi. Jak na razie - bez skutku.
-Louis do cholery jasnej! - krzyknęłam ściągając z niego kołdrę. Usłyszałam niezadowolone pomruki.
-To są ubrania, a tam jest łazienka. - pokazywałam po kolei palcem na wymienione rzeczy. - Wiesz co masz robić.
Lou podniósł się ze zwieszoną głową w dół, tak, że przez jego włosy prawie w ogóle nie widziałam twarzy. Uśmiechnęłam się triumfalnie i zeszłam na dół. Włączyłam radio i zaczęłam śpiewać i tańczyć robiąc śniadanie. Chwilę później w drzwiach zjawił się nieprzytomny Tomlinosn. Usiadł przy krześle i położył głowę na stole. No tak, biedne zmęczone dziecko. Przesunęłam go kawałek i postawiłam przed nim śniadanie.
-Nic ci to nie da. A teraz jedz. - powiedziałam, nachylając się do niego od tyłu, trzymając go za ramiona. Podniósł głowę  i chciał coś powiedzieć ale wyszło mu tylko ,,matosbardzobrze". Zaśmiałam się. Jedną ręką Louis podparł się na stole i dłonią przytrzymywał głowę. Drugą zaczął podnosić do swoich ust zrobioną przeze mnie kanapkę.
-A więc plan na dzisiaj: - splotłam dłonie za sobą i zaczęłam chodzić w tą i z powrotem po pomieszczeniu. - Najpierw pojadę do fryzjera, jak ty będziesz już w studiu. Potem obejrzę wasz wywiad w telewizji...
-yhyy..- przytakiwał tylko chłopak.
-przyjadę do domu...
-yhyy..
-posprzątam tutaj...
-yhyy...
-zaproszę 20 kolesi i zrobię z nimi imprezę..
-yhyy...
-potem posprzątam wszystkie dowody, żebyś się nie dowiedział o niczym...
-yhyy...
-W OGÓLE MNIE NIE SŁUCHASZ! - krzyknęłam zła, na co ten podskoczył wystraszony. Spojrzał na mnie tępym spojrzeniem a ja się zaśmiałam.
-Fryzjer, wywiad, tak, słucham, wiem wszystko.
-Masz szczęście, że cię trochę lubię. Inaczej by było z tobą krucho. Skończyłeś już molestować tą kanapkę? Świetnie. - zabrałam mu talerz. - Nie to, że cię wyganiam, ale już późno, więc...
-Tak, wiem, już jadę. Zapamiętam to sobie. - z zamkniętymi oczami pogroził mi palcem i udał się w stronę drzwi.
-Widzimy się wieczorem! Kocham cię! - krzyknął na odchodnego.
-Ja Ciebie! - usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Chwilę jeszcze spędziłam na ostatnich poprawkach i wyszłam. W samochodzie jak zwykle, śpiewałam na cały głos. Po 10 minutach byłam na miejscu. Weszłam do salonu i przywitałam się. Rozebrałam się, odwiesiłam kurtkę i usiadłam na wolnym miejscu.
-No to co dzisiaj robimy? Ścinamy, cieniujemy, farbujemy?
-A więc myślałam, żeby trochę odświeżyć kolor. Tak, żeby był o 2 tony ciemniejszy. Dalej rudy, ale intensywniejszy.
-Dobrze. SUSAN! PANI NA KOLORYZACJE! - wrzasnęła z nad mojej głowy. Podeszła do nas jakaś niska dziewczyna w różowych włosach i zaczęła pracę. Ja siedziałam tam bez słowa i oglądałam coś w telewizji wiszącej nad lustrem. Nagle spojrzałam na zegarek. Kurwa, zaraz wywiad.
-Przepraszam, czy mogła by pani przełączyć na kanał 9? Zależy mi.
-Tak, już. - podniosła pilota i spełniła moją prośbę.
-,,W ostatnim czasie w mediach aż huczy. Louis Tomlinson z one Direction widziany był kilkakrotnie, kiedy wychodził z domu swojej nowej dziewczyny! Kim ona jest, i czy to za sprawą urody wyeliminowała Eleanor? Zaraz zapytamy jego o zdanie! Proszę państwa, przed wami ONE DIRECTION!" 
Do studia po kolei weszli chłopcy machając przyjaźnie w stronę publiczności. Ciekawiło mnie, co Lou powie, dzisiaj miał poinformować media o naszym związku, tak się umawialiśmy. Siedziałam i wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w telewizor
-,,Witam chłopcy! Ostatnio byliście tu w 2010! Co zmieniło się od tego czasu?'' -pierdolenie, a teraz do rzeczy. Denerwowałam się, kiedy rozmawiali o ich nowej płycie i koncertach. Jezu, w każdym wywiadzie to samo..
-,,Louis, może wyjaśnisz nam co to za tajemnicza piękność, z którą ostatnio często się ciebie widuję? Masz nam coś do powiedzenia?" - prowadzący skierował mikrofon w stronę chłopaka, a ja wyprostowałam się na krześle.
-,,To nic takiego, przelotny związek i tyle. Tak właściwie, nawet nie związek, po prostu moja koleżanka" - Uśmiechnął się do niego. Wbiło mnie w fotel. Przelotny związek? Koleżanka? O nie, tak być nie będzie. Zagotowało się we mnie momentalnie. Spojrzałam jeszcze raz w stronę telewizora. Harry trzepnął Louisa w ramię, na co ten tylko obojętnie wzruszył ramionami i wrócił do odpowiadania na pytania. W pewnym momencie pokazali mu nasze wspólne zdjęcie przed moim domem.
-Lol, to ty. - ucieszyła się głupio fryzjerka. Zignorowałam ją. Zaprzeczył! Znowu! Dzisiaj się policzymy. Chce, żebym była koleżanką, to proszę bardzo. To koniec.
-Gotowe! - usłyszałam za sobą. - Ale chyba nie o to pani chodziło...wyszły ciut za ciemne...
-Jak za ciemne? - zarwałam się i spojrzałam w lustro.Nie miałam zdania. Z moich rudych włosów, które zawsze mocno podkręcałam zrobili lekko falowane, prawie czarne....coś. Zmiana była diametralna. Popatrzyłam błagalnym wzrokiem na fryzjerkę.
-Wygląda pani pięknie, dużo lepiej. Niech pani pokażę temu kretynowi, zasłużył. - Uśmiechnęła się i wskazała na telewizor.
-Dziękuję...Jestem Anastazja. - przedstawiłam się.
-Susan, miło mi. Mam nadzieję, że sobie z nim poradzisz. Tylko masz nie płakać przez faceta! Pamiętaj! - zaśmiałam się widząc jak jej zależy. Poprawiła mi humor. Wymieniłyśmy się numerami telefonu i ruszyłam do domu. Dobry humor z przed chwili prysł, kiedy usłyszałam piosenkę 1D w radiu. Wyłączyłam je wkurwiona. Zaparkowałam na podjeździe. Weszłam do domu, rzuciłam torebkę i kurtkę w przedpokoju i tradycyjnie poszłam zapalić. Ja bym już pewnie przestała, gdyby nie to, że cały czas chodziłam zła. Zbliżała się 15 a od chłopaka żadnych wieści. Nie dość, że wyśmiał nasz związek w telewizji to jeszcze nie raczy się odezwać.
Naglę ktoś wszedł do domu. Nie ruszyłam się z miejsca, dalej siedziałam na balkonie, plecami do wejścia. Wiedziałam, że to on i nie miałam powodów do skakania z radości.
-Cześć! Jak było u.....łoooo..-powiedział widząc mnie. - Podoba mi się. Na prawdę, bardzo ładnie. - chciał mnie pocałować, ale ja odsunęłam się, więc ten usiadł na ławce czekając jakiegoś wyjaśnienia z mojej strony. Przypatrywał mi się intensywnie.
-No co? - zapytałam wkurzona.
-O co ci chodzi?
-Koleżanki nie powinny wysłuchiwać takich komplementów od swoich chłopaków. Nawet jeżeli są w przelotnym związku. - wysyczałam. Ten tylko przewrócił oczami.
-Jezu znowu zaczynasz się kłócić. A może ja nie chciałem mówić w telewizji o nas? Pomyślałaś o tym? - mówił to takim tonem, jakby tłumaczył coś największej idiotce.
-Wczoraj mówiłeś co innego.
-Ale to było wczoraj. - skwitował i oparł się o oparcie  ławki.
-Wczoraj mówiłeś też wiele innych rzeczy. Te też ci się odwidziały? - złość ustąpiła i przyszedł smutek. Powstrzymywałam się, żeby przy nim nie płakać.
-Przestań wymyślać An...nie denerwuj mnie już dzisiaj. Miałem dużo pracy. - w tym momencie przesadził. Zerwałam się na równe nogi, szybkim krokiem weszłam do przedpokoju chwyciłam jego torbę i wyrzuciłam przez drzwi.
-TO ODPOCZNIESZ SOBIE GDZIE INDZIEJ! - wrzasnęłam. Nie panowałam nad sobą, nie chciałam go teraz widzieć.
-JEZU! Rób problem z niczego, masz racje! Na prawdę chcesz się kłócić o taką pierdołę? - zapytał chłopak i poszedł pozbierać porozwalane po ganku rzeczy.
-NIE, NA NIBY. - zamknęłam drzwi. Siedziałam pod nimi i płakałam. Tomlinson pozbierał swoje rzeczy i usiadł po drugiej stronie.
-Nie wiedziałem, że ciebie to zaboli. - powiedział.
-Zabolało. Nie liczyłeś się z moim zdaniem, miałeś powiedzieć prawdę. A zmieniłeś naglę zdanie bez mojej wiedzy. Wyszłam na dziwkę na jedną noc. A może właśnie dopiero teraz powiedziałeś prawdę? - łamał mi się głos.
-Anasta....-zaczął.
-Odejdź stąd. - Wstałam z podłogi i zaczęłam krążyć po domu. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie mogę cały czas palić, przy byle jakiej okazji. Ale teraz by się to przydało, zdecydowanie. Nie! Skup się Anastazja, myśl.Wytrzymasz, wcale nie musisz palić...
-Tak, jasne..- powiedziałam sama do siebie 20 minut później odpalając czwartego papierosa. Wiem nawet jak ta historia się skończy. On przyjdzie z kwiatami, ja się rozryczę ze szczęścia jaki to on nie jest cudowny a potem seks na zgodę. Bóg jest przewidywalnym reżyserem. Naglę ktoś zaczął pukać do drzwi. O proszę! Tak szybko? No tego się nie spodziewałam, te zwroty akcji. Myślałam, że przyjdzie z przeprosinami dopiero jutro, a tu taki chuj, już dzisiaj. Nieee, tego to nikt się nie spodziewał. Z papierosem w ręce otworzyłam drzwi.
-Czego chcesz? Nie widzisz, że próbuję jakoś przeżyć naszą kłótnie? Z godnie z tradycją z przeprosinami powinieneś przyjść dopiero.....Cześć Harry.
-Wywal to gówno, już. - powiedział patrząc z odrazą na papierosa.- Cały dom śmierdzi gorzej niż zwykle. - zaśmiał się, ale po chwili zobaczył, że nie jestem w nastroju na żarty. -No dobra, wiem już wszystko. I zanim coś powiesz: masz całkowitą racje. Jemu też to powiedziałem, to kretyn. Nie pomyślał wtedy, ale...
-Nie broń go. - ucięłam krótko. Nie chciało mi się o nim rozmawiać.
-Dobra, przepraszam. Mogę wejść? - pokiwałam twierdząco głową. Zanim jednak wszedł, zabrał mi fajkę, zgasił ją i oddał mi. Uśmiechał się przy tym głupio, a ja tylko zrobiłam obrażoną minę.
Usiedliśmy na kanapie.
-Co tam u chłopaków? Wczoraj z nimi gadałam na skypie, ale może coś się zmieniło? - zapytałam go.
-Słabo zaczynasz rozmowy, naprawdę źle. - wyszczerzył się do mnie. - Przyjechałem cię o coś poprosić...
-Tak Harry, wyjdę za ciebie. - uśmiechnęłam się do niego smutno.
-Bardzo się cieszę, ale nie w tym rzecz. Jedziemy w trasę, krótko, tylko miesiąc. Tak właściwie to tak trochę nie masz wyjścia,  już wszystko załatwiłem. Tylko się nie drzyj! - powiedział, kiedy już otwierałam usta. - wiem, że ta sprawa z Louisem, bla bla bla...Ale nie będziesz z nim przecież sama, jadą też dziewczyny chłopaków, no i ja, no i będzie suuuperr. - przeciągnął ostatnie słowo poruszając brwiami.
-Nie mam wyboru prawda? - zapytałam. Ten tylko pokręcił głową zadowolony. Zaśmiałam się.
-Kiedy wyjeżdżamy?
-W przyszły weekend. Nawet nie wiesz, jak się cieszę! - zaczął skakać po salonie. Naglę spojrzał na mnie zdziwiony. Podszedł bliżej mrużąc oczy i wpatrując się we mnie.
-Co? - zapytałam zdezorientowana.
-Ty zmieniłaś kolor włosów. - stwierdził zadowolony ze swojego odkrycia.
-Jesteś tu 20 minut, miło, że zauważyłeś. - zaczęłam mu bić brawo.
-Przepraszam, po prostu patrzyłem w twoje oczy. - usiadł blisko koło mnie. Skrępowało mnie to trochę, więc szybko zmieniłam temat.
-Ja już wiem gdzieś ty patrzył zboczeńcu wstrętny! - krzyknęłam, delikatnie go szturchając.
-Ja!? Gdzieżbym śmiał. Ja jestem gentlemenem! Odwal się! - oddał mi trochę mocniej. No i się zaczęła walka. Rzucaliśmy się po kanapie i zaśmiewaliśmy. Trwało to jakiś czas, kiedy w końcu padliśmy koło siebie zmęczeni.Oddychaliśmy ciężko. Nagle chłopak zaczął się śmiać.
-No co? - zapytałam.
-Przybrałaś w bickach trochę, wcześniej bym nie miał z tobą problemu ty grubasie. - teraz ja też się zaśmiałam.
-Wyzywasz mnie bo co? Bo jestem gruba?
-Tak, i owszem. Za coś trzeba. Patrz na te nogi, jakie parówy! - objął moje udo dosyć wysoko dłońmi i zaczął się śmiać. Nagle spoważniał i przejechał po mojej nodze dłonią. Przeszły mnie dreszcze. O nie, jeszcze tego mi brakowało. Rozdział ,,Harry love story" jest zamknięty. Poza tym, mam Lou. No właśnie? Mam? Obróciłam głowę, tak, że mój nos stykał się z nosem Harry'ego. Patrzyliśmy sobie chwile w oczy. Jego zielone tęczówki mnie zahipnotyzowały, tak jak kiedyś. Przejechał ręką po moich włosach i westchnął. Zbliżył się i pocałował mnie w czubek nosa. O nie, wspomnienia galopują przez moją głowę jak szalone. Odsunął się ode mnie i uśmiechnął.
-Co nie zmienia faktu, że jesteś gruba. - zaśmiałam się. No tak, psucie takiej chwili, bardzo w jego stylu. Może dobrze, że to przerwał zanim zaczęło być niebezpiecznie?
-Sam jesteś gruby. - odparłam oburzona.
-Tak? W taki razie idę do domu! - zrobił obrażoną minę i już chciał wstać z kanapy, kiedy jego oczy zaświeciły się złowrogo. Położył się znowu i przeturlał bezczelnie po mnie, jednocześnie łapiąc mnie w pasie i pociągając za sobą na podłogę. Zaczęłam się szarpać i krzyczeć, że ma mnie postawić. Trudno mi było pohamować śmiech.
-O nie nie, grubasy muszą ćwiczyć! - wziął mnie na ręce i wstał.
-Co masz na myśli?....O nie, Harry, błagam cię! Nie do basenu! Nie proszę Cię! Harry!!! - nie słuchał mnie, biegł przed siebie. Wypadł na taras i ze mną, wrzeszczącą, kopiącą i gryzącą, biegł w stronę basenu. Zatrzymał się na krawędzi.
-Ostatnie życzenie? - zapytał zdyszany i uśmiechnięty.
-PUŚĆ MNIE DEBILU!
-Ja to robię dla twojego dobra, grubasy pływają i już nie są grube. - spojrzałam na niego zła, kiedy poczułam, że oboje lecimy. Wpadliśmy do wody z krzykiem.
-ZABIJĘ CIĘ! - wrzasnęłam, kiedy wypłynęłam na powierzchnie. Ten był już na drugim końcu. Ściągnął z siebie mokry podkoszulek i pomachał mi.
-Goń mnie tłuszczu, goń! - nie miałam zamiaru, obrażona wyszłam z basenu i siadłam na ławce. Kiedy podszedł, udawałam, że go nie widzę.
-Jeszcze mi zimno przez ciebie! - krzyknęłam, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu.
-O przepraszam najmocniej! - przytulił mnie mocno i pocałował w mokre włosy. Zaśmiałam się i przysunęłam do niego. Trwaliśmy tak chwilę, kiedy zapytałam.
-Jak się trzymasz? Kiedy ostatnio brałeś?
-Dawno, wiesz kiedy, mówiłem ci. Potem już nic. A ty jak tam? Nie robisz już sobie nic?
-Tnę się szafką. - wybuchliśmy śmiechem. Spojrzałam mu w oczy w których odbijała się tafla wody, boże, cudownie to wyglądało.
-Chodźmy na górę, wysuszymy się. - wstałam i razem udaliśmy się do łazienki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz