piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 8

Obudziłam się cała obolała. Zostałam bezczelnie przepchnięta na znacznie mniejszą połowę łóżka. Nie otwierając oczu szukałam kołdry. Niestety, pan szanowny-bezczelny zabrał ją całą i rozepchał się na materacu. Kopnęłam go już bardzo zła i zabrałam mu pościel. Chłopak podniósł głowę zdezorientowany. Spojrzał na mnie jakbym zdzieliła go w głowę patelnią.
-Aleosochodzi?- zapytał i ziewnął.
-Dzisiaj śpisz na kanapie. Boli mnie przez ciebie wszystko.
-Przecież DZISIAJ nic nie robiliśmy. - uśmiechnął się i poruszył brwiami. Walnęłam się otwartą ręką w czoło i opadłam na poduszkę. Louis wzruszył ramionami, odwrócił się i położył się na brzuchu.
-Musimy wstawać. - powiedziałam cicho. Bez reakcji. - Louis? - cisza. - No HALO?!- zero. Wkurzyłam się i przygrzmociłam mu w plecy. Obrócił twarz w moją stronę i spojrzał mi w oczy wściekły.
-Masz 3 sekundy na ucieczkę....
-Kochanie, dogadajmy się! - zaśmiałam się.
-3...
-Skarbie?
-2....
-To ja już będę lecieć! - poderwałam się z łóżka i zaczęłam uciekać po domu. Uciekałam przed nim, co chwile oglądając się za siebie, sprawdzić, czy chłopak dalej tam jest. Wpadłam do salonu. Zadowolona chwyciłam poduszkę i włożyłam ją sobie w spodnie. Byłam bezpieczna. Uradowana spojrzałam na Louisa który właśnie wbiegł do pomieszczenia. Spojrzał na mnie z miną z serii ,,are you fucking kidding me?"
-To moja super tarcza, protection + 7 - zaczęłam się śmiać.
-Jesteś nerdem - stwierdził po chwili.
-Mam super plan na dzisiaj! Pojedziemy najpierw do ciebie, przebierzesz się w coś ładnego....
-A wyglądam nie ładnie? -zapytał smutny.
 -Cudownie, jak księżniczka. Reasumując, pojedziemy do ciebie, a potem na cmentarz do rodziców, co ty na to?
-Jestem jak najbardziej za! A teraz zrobię nam śniadanie. - oświadczył i udał się do kuchni.
-Znasz numer na straż pożarną? - zapytałam całkiem poważnie.
-Wyjdź mi stąd, idź na górę się przebrać! - udawał wielce urażonego.
-Też cię kocham! - weszłam do garderoby i wybrałam coś ładnego. Z dołu zaczęło całkiem ładnie pachnieć. Szczerze? Nawet się spodziewałam, że w pewnym momencie zapach spalenizny stłumi ten słodki aromat unoszący się w całym domu, jednak nic takiego sie nie stało. Wsadziłam głowę do kuchni. Louis właśnie nakładał na dwa talerze naleśniki.
-Jesteś słodki. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
-Ooo, co się naglę stało? Cały ranek byłaś niemiła, a teraz nastąpiła jakaś przemiana? - udawał obrażonego, na co ja tylko się zaśmiałam. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść śniadanie.
-To śmieszne, miesiąc temu nawet bym na nie nie spojrzała. - przypomniałam sobie traumę przed jedzeniem, którą miałam jeszcze za czasów odchudzania. To wydawało się być tak dawno temu.
-To nie jest śmieszne. Czy kiedy się poznaliśmy, ważyłaś mniej niż kiedykolwiek? - pokręciłam głową. - Byłaś jeszcze chudsza? - zdziwił się Lou.
-Tak, pół roku temu. Potem przestałam się aż tak pilnować. Chcesz zobaczyć zdjęcie?
-No nie wiem...- zawahał się.
-No to ci pokażę. - wyciągnęłam telefon, wybrałam odpowiednie zdjęcie i podałam mu je.
-Jezu,  dlaczego ty to sobie robiłaś? - wzruszyłam obojętnie ramionami. Nie był to dla mnie jakiś trudny temat, po prostu był już nudny i oklepany.
-Nie ważne. Dziękuję za pyszne śniadanie. Nachyliłam się przez stół i pocałowałam go w usta. Ten tylko się uśmiechnął i włożył nasze talerze do zmywarki. Weszłam na górę, żeby dokonać ostatnich poprawek. Właśnie kończyłam malować rzęsy, kiedy z dołu usłyszałam:
-WYCHODZIIMYYYYY? Nudzi mi się tutaj, jest mi gorąco w kurtce!
-Coooo? - udawałam, że nie słyszę. Bawiło mnie to, w jaki się denerwuję.
-CHODŹ TUTAJ! - Wrzasnął piskliwym głosem.
-ZARAZ!
-TERAZ! - serio go rozjuszyłam. Posłusznie zeszłam na dół ze smutną miną.
-Nie strzelaj fochów. Wychodź. - wskazał na drzwi.
-Już idę mamo, przepraszam. - wyminęłam go i z nosem podniesionym do góry wymaszerowałam z domu.
Siedzieliśmy w samochodzie. Było mi strasznie zimno, zapomniałam zabrać kurtki.
-Louis, czy możesz włączyć ogrzewanie?
-Ale po co? - zapytał.
-Bo jest mi za gorąco, wiesz? No włącz, zimno mi.
-Musisz być od razu taka upierdliwa? - pokazał mi język. Oparłam głowę o szybę. Wcale nie robiło mi się cieplej, wręcz przeciwnie. Spojrzałam przed siebie.
-Jesteś chamski, wiesz? - powiedziałam, kiedy zobaczyłam, że włączył klimatyzacje. Ten tylko zaśmiał się głupio. Postanowiłam się do niego nie odzywać. Parę razy podczas jazdy chciał mnie jeszcze zagadać, ale kiedy widział, że nie reaguję po prostu włączył radio. Akurat leciała ta piosenka. Tomlinson zaczął ją nucić dość niepozornie, lecz po pierwszym refrenie darł się jak opętany. Brzmiało to mniej więcej tak. Spojrzałam na niego z politowaniem.
-No co? - zapytał zdziwiony, jakby nie wiedział o co chodzi.
-Nic, nic. - zaśmiałam się. - Kiedy dojedziemy?
-Tak właściwie to teraz. Idziemy! - wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się do willi chłopaków.
-JESTEM! - krzyknął Louis.
-Gówno nas to....O cześć Anastazja! - przywitali się ze mną zaspani chłopcy. Byli wszyscy, oprócz Harry'ego.
-Zostawiam wam ją tutaj, idę się tylko przebrać. Nie kompromitujcie mnie. - Pogroził im palcem Tomlinson i udał się na górę.
-Wy jesteście razem? - zapytał zdziwiony Zayn.
-No, chyba tak. Nie zostało to oficjalnie powiedziane, ale po wczorajszej nocy stwierdzam, że tak. - uśmiechnęłam się, widząc ich zdziwione miny.
-Czy wy....no ten, wiesz, te sprawy? - zapytał lekko zawstydzony Liam.
-Nie rozumiem o co ci chodzi. - udawałam głupią.
-On chciał zapytać czy kopulowaliście. - Niall powiedział to całkiem poważnie. Spojrzeliśmy na niego we 3 z żalem w oczach.
-Nie używaj więcej tego słowa, jest obleśnie. Nie, nie ,,KOPULOWALIŚMY" - śmiałam się.
-Słowo jak słowo, nie wiem o co ci chodzi. - stwierdził oburzony.
-Jest okropne. Tak się mówi jak to robią zwierzęta. - zakończyłam temat.
-Zgadzam się.- przyznał mi racje Zayn. Był jakiś dziwnie nieobecny.
-A tak odbiegając od tego jakże uroczego tematu, co tam u was? Jak tam w waszych związkach? 
-U mnie i Nialla bardzo dobrze! - powiedział szybko Liam, starając się przy tym nie patrzyć na Malika.
Ten tylko wbił wzrok w ziemie i się nie odzywał. ,,Czyli po staremu" - pomyślałam. Nie chciałam poruszać tego tematu więcej, skoro nie chciał o tym gadać to musiałam się z tym pogodzić. Jednak on po chwili niezręcznej ciszy sam zaczął mówić:
-Mam z Perrie mały kryzys w związku, ale powoli się poprawia.
-Życzę wam powodzenia, na pewno będzie dobrze. - położyłam mu dłoń na ramieniu. Uśmiechnął się do mnie blado. Nagle z góry zbiegł już przebrany Louis. Popatrzył na mnie i zapytał:
-Idziemy już?
-Tak, tak. Do zobaczenia chłopaki. - posłałam im uroczy uśmiech i wyszłam za Louisem. W samochodzie strasznie zachciało mi się spać. Powieki same mi się zamykały a głowa robiła się ciężka. Skórzany fotel przyciągał mnie do siebie, nie wiem jak z niego wstanę. Chłopak co chwilę o coś pytał, albo coś do mnie mówił. Ja tylko co chwilę mruczałam entuzjastycznie w odpowiedzi. Naglę poczułam, że czymś mnie przykrywał. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam  kurtkę chłopaka na sobie. Uśmiechnęłam się do siebie. ,,Kochanego mam tego mojego debila". Wtuliłam się w kurtkę i zasnęłam na chwilę.

*******


-Anastazja, wstawaj, jesteśmy na miejscu. - Obudził mnie słodki głos chłopaka.Właściwie w tamtym momencie nie był słodki tylko cholernie denerwujący.
-5 minut, daj mi tylko 5 minut. - prosiłam. Nie miałam zamiaru nigdzie iść.
-To nic nie da, wyśpisz się w domu. Chodź ze mną. - położył rękę na moim brzuchu i pocałował mnie w policzek. Poczułam ukłucie. Odwróciłam się do niego i stwierdziłam:
-Nie ogoliłeś się. - zmrużyłam oczy i przyjrzałam mu się podejrzliwie.
-No nie, nie miałem czasu. Idziemy?
-Już, już. - podniosłam się z fotela. Nie czułam się, jakbym wstała, tylko jakbym zmartwychwstała. Kiedy zimne powietrze z zewnątrz uderzyło moją twarz miałam wrażenie, że mnie przewróci. Jednak Louis chwycił mnie ręką w talii i poprowadził w stronę nagrobka. Jego ciepło sprawiło, że jedyne o czym myślałam, to moja skórzana kanapa, kakao, telewizja, no i oczywiście on. Szłam jednak dzielnie przed siebie. Stanęliśmy przed grobem rodziców. Zapaliłam znicz i położyłam kwiaty na płycie. Uśmiechnęłam się smutno.
-Mamo, tato, to jest Louis William Tomlinson. Najwspanialszy człowiek na ziemi. No i jednocześnie mój chłopak. - słyszałam jak zaśmiał się cicho. Patrzyłam jeszcze chwilę na znicz. Mam nadzieję, że teraz są szczęśliwi. Mój chłopak przytulił mnie od tyłu i delikatnie kołysał. Myślę, że gdyby go poznali, polubili by go. Na pewno by tak było. Odwróciłam się do niego twarzą.
-Wracajmy już. - szepnęłam. Ten tylko pokiwał głową.
Znowu siedzieliśmy w samochodzie. Rozmawialiśmy o moich rodzicach, o tym jacy byli. Louis nie naciskał i nie wypytywał. Sama z siebie opowiadałam mu o wszystkim. Ten tylko słuchał zaciekawiony. Dojechaliśmy do domu. Siedliśmy na werandzie i odpaliliśmy po papierosie. Obiecywaliśmy sobie, że niedługo skończy się podpalanie co jakiś czas, zerwiemy z tym na dobre.
- Będę się już zbierał. Jutro znowu jedziemy do studia, no i koncert. Spotkamy się za 2 dni? -zapytał.
-Przyjedź po prostu na noc, nie chce spać sama. Co ty na to? Zamówimy pizze, obejrzymy coś, wypijemy wino, no i oczywiście mogę ci zrobić masaż na rozluźnienie po ciężkim dniu. - spojrzałam na niego i poruszałam brwiami zachęcająco. Zaśmiał się.
-Jesteś cudowna. - pocałował mnie w szyję. - W takim razie będę jutro. Już późno, muszę jechać. Pozdrowię cię ze sceny. Do zobaczenia. - pocałował mnie i podniósł się z ławki.
-Louis? - zawołałam za nim.
-Tak? - odwrócił się i spojrzał na mnie.
-Strasznie cię kocham. - uśmiechnął się do mnie promiennie.
-Ja ciebie też, bardzo. - posłałam mu buziaka w powietrzu. Zostałam sama. Dopaliłam papierosa i weszłam do domu. Z nudów zaczęłam sprzątać. Co prawda nie było tego dużo, jestem tu dopiero od kilku dni. Zmęczona usiadłam na kanapie. Zdecydowany błąd, nie mogłam się już podnieść, a byłam nieumyta i gdybym spała tu całą noc plecy by mnie rozsadziły z bólu. Z drugiej strony byłam taka śpiąca. ,,Nie!" - powiedziałam sobie stanowczo. Wstałam, wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Była dopiero 20 a ja już zasypiałam jakbym cały dzień przepracowała w kopalni. Przytuliłam się do poduszki i odleciałam.

********
 ,,Jak się spało? xx"
- pierwsze co rano przeczytałam. Louis jest naprawdę słodki, tak się o mnie troszczy. Jednak zdecydowanie wolałabym, żeby był teraz koło mnie. Odpisałam, że bez niego było do dupy, założyłam kapcie i zeszłam na dół. Zrobiłam sobie płatki z mlekiem i usiadłam przy stole. Co ja będę robić cały dzień? Pojadę do rodziców, może kupię coś ładnego na wieczór.  Może fryzjer? Coś na pewno się wymyśli. Kończyłam już jeść swoje płatki kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Niechętnie wstałam i powłócząc nogami udałam się do drzwi.
-Taaaaaa? - ziewnęłam ledwo otwierając oczy.
- Musisz mi pomóc...
No i cały mój misterny plan na dzień w pizdu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz