środa, 30 lipca 2014

Rozdział 2

-Twoja mama nie ma Cię w dupie, po prostu może nie rozumie...nie rozumie Ciebie - skwitował moje opowiadanie Liam.
-Czego tutaj nie rozumieć? Chciałam zostać w Polsce, chce być przez nich kochana, chce mieć normalne życie! Nie potrzebuje kasy i tego, żeby ludzie mnie rozpoznawali.- zaśmiałam się smutno.
Siedzieliśmy w samochodzie Harry'ego. Nasze pojazdy były już zabrane do warsztatu, a policja odjechała. Louis dostał mandat, ale to jakby teraz nikogo nie obchodziło. Wszyscy byli skupieni na mnie i mojej opowieści. Za oknem lało niemiłosiernie. W 6 cisnęliśmy w aucie, ( Zayn, Ja, Louis i Harry z tyłu, a z przodu Niall i Liam ).
- Może po prostu nie dorośli do tego, żeby pogodzić pracę i obowiązki rodzinne? Albo ja się do tego nie nadaję, nie pasuję do nich. To wszystko jest bez sensu. -zakończyłam i podparłam twarz na rękach.
- Spokojnie, nie histeryzujmy. Próbowałaś z nimi o tym rozmawiać? - zapytał Zayn kładąc dłoń na moim kolanie. Nie powiem, przeszły mnie dreszcze kiedy poczułam jego dotyk na swojej nodze. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
- Wiele razy, zawsze kończy się krzykiem i nic z tego nie wynika. - cały czas patrzyłam w jego oczy. Po chwili ciszy speszyłam się i odwróciłam wzrok. Reszta chłopaków chyba tego nie zauważyła.
- Ej ludzie mam pomysł, jeźdźmy do nas, trochę źle mi się rozmawia w samochodzie. Co ty na to? - zapytał mnie Niall.
- Ja.....no dobra. - zgodziłam się i uśmiechnęłam się do niego blado.
Odpalił samochód i już po 20 minutach byliśmy w domu. Tam czekały na nas ( właściwie na nich ) dziewczyny chłopaków. Okazało się, że wszyscy są zajęci. Harry z Taylor, Louis z Eleanor, Zayn z Perrie, Liam z Danielle a Niall z Barbarą. Przedstawiłam się i usiadłam na kanapie, kiedy chłopcy opowiadali dziewczyną o całym zdarzeniu.
-Jesteście kompletnymi kretynami.- podsumowały, po czym zwróciły się do mnie- Jezu, dobrze, że nic ci się nie stało. - mówiły jedna przez drugą i się do mnie przytulały -  Skarbie, tam jest łazienka, idź zmyj tą krew z twarzy.
Posłusznie poszłam we wskazanym kierunku i weszłam do takiego pomieszczenia. Mimo, że cały dom był piękny, mnie nigdy nie zachwycały cudy architektury. Umyłam twarz i już chciałam udać się do salonu, kiedy usłyszałam krzyki i trzaśnięcie drzwiami. Kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam Harry'ego siedzącego na ziemi pod drzwiami i trzymającego się za twarz. W pobliżu nie było nikogo innego.
- Co się stało? Gdzie reszta? - zapytałam wystraszona klękając koło niego.
- To Taylor, dała mi w twarz kiedy jej powiedziałem, że ma przy mnie nie palić. Stwierdziła, że ma mnie dość i, że nie mogę jej niczego zabraniać. No i chyba ze mną zerwała...Reszta się rozeszła, chyba poszli do swoich pokoi. -Podniósł głowę. spojrzał na mnie dalej trzymając się za swój czerwony policzek. Boże, jego oczy były takie smutne.
- Harry, to na pewno nie tak, to nie może być koniec.  Kłóciliście się o to wcześniej? - zapytałam zmartwiona.
- Ostatnio nie, ale to chyba gorzej, bo w ogóle o niczym nie rozmawialiśmy, nie odzywamy się do siebie chyba od tygodnia. Nie umiem nic na to poradzić, ja ją kocham. Chyba pójdę ją przeprosić. - stwierdził naglę, po czym podniósł się z ziemi i szybko wyszedł z domu. Siedziałam tam zdziwiona całą sytuacją. Wstałam i udałam się do salonu. Siedział tam Louis, również smutny. Jezu, co się w tym domu dzieje, jest taki depresyjny.
-Louis? - zagadnęłam cicho, na co ten odwrócił sie do mnie. Starał się uśmiechnąć jednak nie bardzo mu to wychodziło. - Co się dzieje?
-Po prostu wszystkie moje związki to porażka, wszystkie związki moje i chłopaków to porażka. Wszyscy mamy dziewczyny a szczęśliwy tak na prawdę jest tylko Liam i Niall. Reszta jest ze sobą albo z przyzwyczajenia, albo....nawet nie wiem dlaczego.- Ukrył twarz w dłoniach. Siadłam koło niego i położyłam mu dłonie na barku. Odwrócił się do mnie zdziwiony, ale nie zaprotestował.
- To na co jeszcze czekacie? Skoro ich nie kochacie,  to zmieńcie to. Macie po 20 lat, całe życie przed wami! - kiedy zobaczyłam, że moja przemowa nie daje dużo, zapytałam po prostu - mam cię przytulić?
Chłopak tylko pokiwał głową i wtulił się we mnie. Trwaliśmy w takim uścisku kilka minut. Louis zaczął wodzić palcem po moich plecach, kreśląc na nich różne kształty. Zaśmiałam się:
-Przestań, mam straszne łaskotki! Zacznę się miotać po kanapie i niechcący cię uderzę.- mówiłam, starając się, żeby każde słowo było wyraźne, ale przez niego, to było niemożliwe- BŁAGAM CIĘ! - zaczęłam wołać coraz głośniej. Chciałam oswobodzić się z jego uścisku, jednak ten bawił się w najlepsze i nie miał zamiaru przestawać. - TOMLINOSN KURWA MAC! - śmialiśmy się już w najlepsze.
-Masz bardzo wystający kręgosłup. Odchudzasz się? -zapytał zaciekawiony. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy, stwierdziłby, że jestem chora psychicznie. To prawda, nie jadłam za dużo, albo nie jadłam wcale. Ale co z tego, skoro i tak cały czas byłam tłusta i obrzydliwa.
-Nie, wydaję ci się. -odsunęłam się od niego gwałtownie, na co ten spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jesteś bardzo chuda, gdyby nie ta bluza i spodnie było by z ciebie pół człowieka.
- Nie rozmawiajmy o tym, proszę. - powiedziałam oschłym tonem, wstałam z kanapy i udałam się do kuchni. Oparłam się o blat. Ostatnimi siłami powstrzymywałam łzy. Poprawiłam dokładniej rękawy mojej bluzy na rękach. Nie mogą zobaczyć, że się tnę. Nikt nie może zobaczyć. Dobra, jestem słaba psychicznie, uzależniona od cięcia się i od niejedzenia. Ale co, jeżeli  uczcie lekkości, które pojawiało się tylko kiedy nie jadłam dawało mi radość? Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i przekleństwa. Szybko się otrząsnęłam i poszłam sprawdzić kto wywołuję takie zamieszanie. Wrócił Harry, jeszcze bardziej przybity niż wtedy, kiedy wychodził.
- Rozumiem, że rozmowa się nie udała? - zapytałam cicho patrząc na niego z drugiego końca korytarza.
- Zostawiła mnie, zostawiła jak psa, zrównała z błotem, po czym oświadczyła, że i tak mnie zdradzała! - wykrzyczał w moim kierunku. Przestraszyłam się, zaczęłam się bać, ale postanowiłam nie ustępować.
- Harry? - zaczęłam niepewnie.
- Co? - odwrócił się do mnie rozwścieczony.
- Chodź do mnie -powiedziałam i wyciągnęłam do niego rękę. Ten najpierw spojrzał na nią, potem na mnie, po czym podał mi swoją. Przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam. Poczułam zapach jego perfum kiedy wtuliłam się w jego tors, łącząc moje ręce za nim. Byłam przy nim bardzo mała, nie sięgałam mu nawet do ramion. Ten stał chwilę zdziwiony po czym odwzajemnił mój uścisk. Nachylił się nade mną i wyszeptał cicho:
-Dziękuję. Naprawdę, bardzo. - poczułam jego oddech na mojej szyi po której przeszło milion dreszczy.
- Chodź ze mną, zrobię Ci coś do jedzenia. - powiedziałam, i razem udaliśmy się do kuchni. Chłopak usiadł  przy blacie i bacznie mi się przyglądał. Czułam na sobie jego wzrok i gdyby nie to, że byłam gruba, podobałoby mi się to. Zrobiłam naleśniki. Harry zawołał resztę i wspólnie zjedliśmy kolację. Patrzyłam na nich wszystkich z zaciekawieniem, rzeczywiście, oprócz Nialla i Liama pozostałą 2 chyba denerwowało towarzystwo swoich dziewczyn. Zayn próbował nas rozśmieszyć jakimś kawałem, ale gdy tylko spoglądała na niego jego dziewczyna od razu milknął i wracał do jedzenia. Eleanor co chwilę zwracała Louisowi uwagę, karciła go i traktowała z góry. W końcu chłopak nie wytrzymał i wyszedł. Zastanawiałam się, czy iść za nim, czy to nie będzie zbyt podejrzane. Nie mogłam go przecież tak zostawić. Trzeba było szybko coś wymyślić.
- Czemu nie jesz? -zapytał Harry, wyrywając mnie z moich zamyśleń. Spojrzałam z obrzydzeniem na naleśniki, były tłuste i okropne.
- Nie mam ochoty. A teraz przepraszam, idę do łazienki - skłamałam i uśmiechnęłam się sztucznie.
Wbiegłam po schodach na górę i zaczęłam szeptem wołać chłopaka.
- Louis! Louis! gdzie jesteś?
Naglę coś pociągnęło mnie za rękę za sobą i zakryło usta. Wciągnęło mnie do małej garderoby i zamknęło za sobą drzwi. Postać zapaliła małą lampkę i uśmiechnęła się do mnie blado
-Dlaczego siedzimy w szafie? - zapytałam, nerwowo poprawiając rękaw bluzy.
-Ściany są dźwiękoszczelne, nikt nas nie usłyszy, poza tym, lubię to miejsce.- odpowiedział Louis i usiadł przede mną na ziemi wskazując na miejsce obok. Usiadłam koło niego.
- Zerwiesz z nią? - wypaliłam po chwili. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- A powinienem?
- To nie zależy ode mnie, ale sam powinieneś się zastanowić czy ciągnięcie tego ma jakiś cel.
- Ale ja wiem, że nie ma. Ja po prostu boję się samotności.- spuścił głowę i zamilknął. Popatrzyłam na niego zdziwiona. On? Samotny? ON? chyba zgłupiał.
- Ja też się bałam samotności kiedy wyjeżdżałam z Polski, zostawiłam tam mojego chłopaka. Ale ty? nigdy nie będziesz samotny, masz chłopaków, rodzinę, fanów.....-zastanowiłam się chwilę- masz mnie.
http://media.tumblr.com/tumblr_m77v37AGgT1r7ifqv.gif- Masz rację. Czas to zakończyć. Bardzo Ci dziękuję. Jesteś kochana-
Pocałował mnie w policzek i wyszedł z garderoby. Podążyłam za nim. Usłyszałam tylko jego głos z kuchni. Mówił Elce, że chce z nią porozmawiać i razem wyszli. Weszłam do pomieszczenia chwilę po nich. Spojrzałam przerażona na zegar wiszący nad stołem.
-Boże, już tak późno? Harry, mógłbyś mnie odwieźć do domu? - Chłopak tylko pokiwał głową. Wyszliśmy z domu. Na ganku stał Lou i rozmawiał o czymś głośno z dziewczyną. Nie zwracając na nich uwagi wsiedliśmy do samochodu. Jechaliśmy, rozmawiając o mnie, o nim, o Taylor. O wszystkim.
- Zatrzymaj się tutaj, dalej sobie już dojdę, będzie ci potem ciężko wyjechać. -powiedziałam, przed wjazdem do mojej cienkiej uliczki.
- Może iść z tobą cię odprowadzić? - zapytał chłopak.
-Nie trzeba, będę już lecieć. To do zobaczenia. - uśmiechnęłam się do niego.
- Poczekaj! Zapisz mi swój numer telefonu!- podał mi swój telefon, a ja dodałam się do jego kontaktów. Oddałam mu urządzenie.
http://37.media.tumblr.com/tumblr_m87jev0thI1qm9b01o1_500.gif- Zadzwonię do ciebie - powiedział po czym przyciągnął mnie do siebie. Przytuliliśmy się. Chciałam na odchodnego dać mu buziaka w policzek, ale ten przekręcił głowę i pocałował mnie w usta. . W moim brzuchu roiło się od motylków kiedy poczułam jego wargi na moich. Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
- Zadzwoń koniecznie. - uśmiechnęłam się i wyszłam z samochodu. Szłam rozanielona przez ciemną uliczkę, (w ogóle nie myśląc o moich chłopaku) w stronę mojego domu. Skręciłam w lewo za wysokim płotem mojego sąsiada który zasłaniał widok na mój dom z ulicy i dopiero teraz to zobaczyłam. Pod domem było mnóstwo radiowozów, karetek. Jeden z policjantów trzymał kogoś z  bronią przy głowie na masce samochodu. Zaczęły mi się trząść nogi. Nagle z domu kilku ratowników wyniosło dwa nosza przykryte czarnym workiem. Wtedy to zrozumiałam. Zaczęłam płakać, krzyczeć, błagać, żeby to nie była prawda. Umierała tam moja osobowość, umierałam tam. Zaczęłam biec. Byłam już przy furtce kiedy ktoś złapał mnie za ramię i obrócił w swoją stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz