środa, 30 lipca 2014

Rozdział 3

***Oczami mamy Anastazji***


Usłyszałam trzask drzwi - czyli Anastazja opuściła dom. Postanowiłam wykorzystać jej nieobecność i posprzątać jej pokój. Weszłam na górę i przebrałam się w coś luźniejszego. Wycierając kurzę myślałam o swojej córce i o mojej relacji z nią.Postanowiłam, ze kiedy tylko wróci przeproszę ją i postaram się zmienić. Nie odpowiadało mi to, że nie miałyśmy normalnych kontaktów, takich jak przed założeniem firmy. Właściwie to ona wszystko zmieniła. Może Anastazji wydawało się, że nie mamy jej dobra na uwadze. Ale wszystko to robiliśmy dla niej, żeby nie musiała kiedyś pracować tak ciężko jak my teraz. Jednak pieniądze nie mogły być przeszkodą dla naszych ciepłych relacji rodzinnych. Zatrudnimy kilka sekretarek i będziemy mieć więcej czasu dla siebie. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi frontowych.
-Jarek! - krzyknęłam - Otwórz te drzwi!
-No przecież idę! - usłyszałam jego kroki i po chwili rozmowę:
-O Piotrek! A co ty tutaj robisz? Co ci się stało? - doszedł do moich uszu zdziwiony głos męża. Zaciekawiło mnie to, i zeszłam do nich na dół.
-Przyjechałem po Anastazje - powiedział. Był jakiś dziwnie blady, cały się trząsł i był zdenerwowany.
-Ale jak to po Anastazje? Jej teraz nie ma, gdzie ty ją chcesz zabrać? - zapytałam
-Tam gdzie jej miejsce, do Polski, do mnie.- warknął przez zaciśnięte zęby.
-Jej miejsce jest tutaj, teraz jej nie ma, wydaję mi się, ze musisz już wyjść - powiedział mój mąż i chciał zamknąć drzwi. Ten jednak odepchnął go i wparował do środka.
-Wydaję mi się, że jednak zostanę. - powiedział siadając na kanapie.
Wtedy na jego rękach zobaczyłam drobne ukłucia. Jezu, ten chłopak ćpa, daje sobie w żyłę. Staliśmy chwilę z mężem w drzwiach i spojrzeliśmy na siebie zdziwionym i przerażonym wzrokiem.
-Chłopcze, będę zmuszony wezwać policje jeżeli natychmiast nie wyjdziesz - zagroził mu Jarek.
-Spokojnie dziadku, jeszcze jedna taka odzywka a przestanę być spokojny - zakpił Piotrek.
Wtedy z góry usłyszałam telefon. Nie chciałam zostawiać mojego męża samego, ale mogłabym wezwać policje z góry. Wbiegłam szybko po schodach i zobaczyłam, że dzwoni Anastazja.
-Tak, słucham?
-Mamoooo....-zaczęła powoli.
-Anastazja, nie mam teraz czasu!- byłam bardzo zdenerwowana. Chciałam jak najszybciej wrócić na dół.
-Ale to ważne! 
-Moje życie też jest ważne! - warknęłam i już miałam się rozłączyć kiedy córka zaczęła krzyczeć:
-Nie, ono jest najważniejsze! Gdybyś kurwa chciała wiedzieć, miałam wypadek, ale to Cię pewnie nie obchodzi. Samochód jest do kasacji, mi się nic nie stało, ale to pewnie też masz w dupie! Mogłam w ogóle nie dzwonić! Nienawidzę Cię!- zamurowało mnie.
-Anastazja - wyszeptałam, ale ta już się rozłączyła. W moich oczach zaczęły gromadzić się słone łzy. Szybko przypomniało mi się po co tutaj jestem. Już miałam wybrać numer kiedy z dołu zaczęły do mnie dochodzić krzyki. Zaczęłam biec, lecz zatrzymałam się jak wmurowana w połowie schodów. Zobaczyłam Piotrka klęczącego nad ciałem mojego męża. Z jego brzucha wysuwał właśnie ceramiczny nóż który mimo, że był ubrudzony gęstą krwią błyszczał drapieżnie.
-Morderca! - rzuciłam zrozpaczona. Wtedy chłopak podniósł swój szaleńczy wzrok i skierował go na mnie. Uśmiechnął się niebezpiecznie, wstał i chwiejnym krokiem ruszył w moją stronę. Zaczęłam powoli cofać się ku górze. Nogi miałam jak z waty, umysł przyćmiony, mętlik w głowie i zapach krwi w nosie. O mało co nie upuściłam telefonu trzymanego w ręce. Wbiegłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Depresyjnymi ruchami wybierałam numer na policję. Po kilku sygnałach ktoś odezwał się w słuchawce.
-Policja, słucham? - w pierwszej chwili nie zareagowałam,  nie słyszałam nic oprócz ciężkich kroków na schodach, i tego szaleńczego śmiechu. Każdy jego kolejny krok był coraz głośniejszy, coraz bliższy i coraz bardziej zbliżał mnie do śmierci. -Halo? - powtórzyło się pytanie w słuchawce.
- W moim domu jest morderca- wyszeptałam. Każde słowo sprawiało mi ból. 
- Niech pani poda adres. Zaraz będziemy - po tych słowach wyszeptałam cicho numer mojego domu i ulicę i rozłączyłam się. Usiadłam na przeciwko drzwi i czekałam na wyrok. Podciągnęłam nogi pod brodę i zaczęłam płakać. Kroki było słychać już na górze. Wydawało mi się, że słyszę już jego oddech i bicie jego serca. Nagle wszystko ucichło. Siedziałam bez ruchu kolejne minuty, albo to były godziny i dni. W domu panowała kompletna cisza. Modliłam się o to, aby jak najprędzej przyjechała policja. Wydawało mi się, że w oddali słyszę syreny, ale nic nie wskazywało na to, żeby mój ratunek był dostatecznie blisko. Podniosłam się powoli z podłogi. Chwyciłam nożyczki leżące na półce. Nie wiedziałam czemu chce opuścić łazienkę, dlaczego chciałam walczyć. Może to była żądza zemsty. Drżącą ręką dotknęłam klucza i powoli go przekręciłam. Czułam jak serce podchodzi mi do gardła. Nacisnęłam delikatnie na klamkę i popchnęłam drzwi. Wystawiłam głowę na korytarz, jednak nikogo nie ujrzałam. Zaczęłam powoli iść w stronę schodów. Jeżeli nie spotkam go na swojej drodze nie będę go szukać, by go zabić. Chciałam jak najszybciej uciec. Byłam już na dole. Delikatnie i powoli stawiałam każdy jeden krok. W oddali widziałam drzwi wejściowe. Były tak blisko ale jednoczenie były nieosiągalne. Zaczęłam biec w ich stronę. Poczułam już smak wolności. Kiedy nagle wszystko runęło. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Skamieniałam momentalnie. Obróciłam się. Stał za mną chłopak z zakrwawioną twarzą i tym samym nożem w dłoni który jeszcze przed chwilą był w brzuchu mojego męża. Uśmiechnął się szaleńczo, zbliżył do mnie i wyszeptał. 
-Nigdy nie lubiłem swojej teściowej - po tych słowach podniósł nóż do góry.
-Proszę...- zdążyłam tylko wyszeptać, kiedy ten zamachnął się by zadać mi ostateczny cios.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz