niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 23

***********15 minut później...***********


************Oczami Harry'ego***********

Kiedy dojechaliśmy do domu Perrie, mieliśmy niezłą fazę. Głównie przez Nialla, który przez całą drogę wydzierał się jak opętany, jaką to on jest szczęśliwą matką chrzestną. JUŻ TERAZ.
-Jeśli już to ojcem chrzestnym, a nie matką, a poza tym to jeszcze nie urodziłam naszego maleństwa.
-On nie będzie żadnym chrzestnym, JA BĘDĘ! - krzyczałem.
-Zamknijcie mordy! - wkurwił się Zayn.
-Wreszcie ktoś im to powiedział - skwitował Liam.
-Ej dobra, dobra już nie będziemy. - przeprosił Niall.
-Jesteśmy na miejscu , wysiadać!- zarządziła Perrie otwierając nam drzwi od samochodu.
-Aaaaale ty masz fajoski dom. - zachwycałem się.
-Jezu, wieś tańczy i śpiewa. Wiedziałem, że oni tutaj to zły pomysł. - Zayn spojrzał błagalnie na Perrie.
Ta zaśmiała się tylko.
- Daj im spokój , przynajmniej jest śmiesznie. - chichotała wciąż, otwierając nam drzwi.
-Hahahhhaha , przegrałeś, ona woli nas. Twoje dziecko też nas będzie wolało. - darł się Niall.
-O, nie, teraz to blondyneczko przegiąłeś. - Malik rzucił się na niego, a ten z piskiem wbiegł do domu, który dziewczyna właśnie otworzyła. Goniliby się tak pewnie długo, gdyby nie fakt, że Liam-chuj, podłożył Horanowi nogę. Ten wywalił się i udawał, że nie żyję. Zayna to nie ruszyło, siadł na nim i zaczął bić go po plecach.
-Matko boska, kochanie, ja ci pomogę! - wydarłem się i skoczyłem na Malika. Liam i Perrie stali i patrzyli na nas z żalem w oczach.
-Jesteście kretynami do potęgi drugiej. - stwierdziła Edwards. Cała trójka podniosła się z ziemi.
-Idę po moje rzeczy, zostawiam was tu, nie zróbcie przypału. - Zayn zaczął iść w stronę drzwi, dalej bacznie nas obserwując. Gadaliśmy jeszcze chwilę z Perrie, kiedy zadzwonił mój telefon.
-Haaaloo? - odebrałem, powstrzymując się od śmiechu.
-Nie przeszkadzam? Chyba dobrze się bawisz.- usłyszałem głos Anastazji. Uśmiechnąłem się do siebie.
-Nigdy nie przeszkadzasz. Przyjedź do nas. Jesteśmy u Perrie, mamy ci coś ważnego do powiedzenia. Ubieraj się i chodź.
-Harry, ale zabrałeś samochód, nie pójdę na nogach. To za daleko. - przewróciłem oczami.
-Zbieraj się, już po ciebie jadę. - rozłączyłem się. Bez pytania wziąłem kluczki od samochodu Zayna, leżące na komodzie przy wyjściu. Nie informując nikogo o moich zamiarach, wsiadłem do czarnego BMW i ruszyłem.
-KURWA MAC STYLES, ZŁODZIEJU PIERDOLONY! - usłyszałem za sobą wrzaski. Wyjrzałem przez okno, ale nikogo nie zobaczyłem. Cofnąłem przestraszony i usłyszałem trzask.
-Pojebany, no kurwa pojebany. - ktoś siedział w bagażniku.
-Ja przynajmniej nie włażę do bagażnika. Co ty tam robisz Zayn? - zapytałem zdziwiony.
http://fast-images.picyou.com/images/PwRiF2/PwRiF2.jpg-No bo coś wypadło z reklamówki i nie mogłem dosięgnąć. - wysiadłem z samochodu, żeby zobaczyć w jakim stanie jest Malik. Siedział wkurwiony w bagażniku i macał głowę.
-Co ty odpierdalasz? Co z twoją głową? Coś nie tak z twoim loczkiem? - nie mogłem powstrzymać śmiechu.
-Bardzo śmieszne, naprawdę. Ty to zabawny jesteś. Uderzyłem się jak cofałeś.
-Oj jak mi przykro. A teraz wyłaź z auta, potrzebuję go. Jadę po Anastazję, żeby sama nie siedziała. - podałem mu rękę i pomogłem wygramolić się na zewnątrz.
-Tylko nie zarysuj. Ostrzegam cię. - pogroził mi palcem i udał się w stronę domu.
-Zawiało grozą! Aż się wystraszyłem! - krzyknąłem za nim. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę domku letniskowego, po moją ukochaną. Po drodze zadzwoniłem do niej.
-Wychodź już przed dom, będę za 2 minuty. - rozłączyłem się nie czekając na odpowiedź. Kiedy dojechałem An zdziwiona wsiadła do samochodu i pocałowała mnie czule.
-Czyj to samochód? - zapytała.
-Ukradłem. - uśmiechnąłem się łobuzersko.
-Ty wstręty kłamczuchu. Takie owce nie umieją kraść. Biedne małe owieczki, prędzej by je coś rozjechało. - pokazałem jej język udając obrażonego.
-Ja ci dam owce,  jeszcze się policzymy. - zadarłem nos do góry i wlepiłem wzrok w drogę. Nie odzywałem się do niej przez kilka minut, kiedy przypomniało mi się, co miałem jej powiedzieć.
-Mogę na chwilę zawiesić mojego focha, aby ci przekazać ważną wiadomość. - mówiłem dumnym głosem dalej nie patrząc w jej stronę.
-No słucham baranku. - uśmiechnęła się szelmowsko.
-A więc...-zacząłem. - ...Perrie jest w ciąży! - krzyknąłem szczerząc się do niej i oczekując jakiejkolwiek reakcji. Ona spojrzała na mnie znudzona.
-Wow, zesrałam się z podniecenia. Wiedziałam od początku.
-Jak to? - zapytałem smutny.
-No, powiedziała mi i Barbarze. Kiedyś spotkałyśmy się we trójkę w centrum handlowym i nam powiedziała. Miałyśmy jej nie zdradzać, chciała powiedzieć Zaynowi, jak będzie znała już płeć.
-No to może tym cię zaskoczę, to będzie dziewczynka. - powiedziałem z nadzieją w głosie.
-Ha, znowu błąd. Napisała mi 3 godziny temu. I nawet wiem jak będzie miała na imię.
-Jak to, to ja miałem być ojcem chrzestnym, ja miałem wszystko wiedzieć i wszystko wymyślać. - ogarnęła mnie zazdrość.
-Jak to ojcem chrzestnym? Ja miałam być matką, a ojcem miał być Liam.
-No jeszcze kurwa czego, ten grubas nie zabierze mi roli. Niech spierdala kosić bambusy. A ty się nie nadajesz na matkę.
-A ty nie nadajesz się nawet na owcę chrzestną. - odgryzła mi się. Teraz to obraziłem się całkiem. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wbiegłem do domu i wskazując palcem na Anastazje zacząłem krzyczeć.
-Dlaczego ona ma być matką chrzestną, ona się nadaję! - spojrzałem na Liama. - A on to już całkiem! Ja będę obojgiem chrzestnych, będzie spokój! Ja jestem idealny! - Perrie wybuchła śmiechem jak wszyscy inni, oprócz Liama.
-Dlaczego się niby nie nadaję? - zapytał.
-Bo jesteś gruby! - warknąłem.
-Nie jestem gruby!
-Owszem, jesteś.
-Gruby czy nie, i tak wygryzłem cię z roli ojca chrzestnego. Chuj ci w dupę. - uśmiechnął się do mnie błogo.
-Nienawidzę swojego życia. - usiadłem zły na ziemi. Anastazja podeszła do mnie, pogłaskała mnie po ramieniu i powiedziała:
-Nie martw się baranku, będziesz na weselu moją osobą towarzyszącą. Znajdziemy ci pasterza owieczko, będziesz się czuł ważny. Najważniejsza owca w stadku. - zaśmiała się, a ja podniosłem się z ziemi i powiedziałem:
-Nie lubię was, wszystkich. Ja jestem tutaj najważniejszy. A nie wy, bambaryły.
-Ja myślę, że najważniejsi są Perrie i Zayn. - stwierdził Niall. Posmutniał naglę. - Szkoda, że nie ma z nami Louisa.
Po tych słowach Anastazja odwróciła wzrok i wbiła go w szybę.

**************************Oczami Louisa**************************

Od dwóch dni nie kontaktuje się z nikim, wyłączyłem telefon i położyłem go na moim starym biurku. Moja nadopiekuńcza mama przynosiła mi śniadanie do łóżka i traktowała mnie jak dziecko. Nie wiem czy dam radę wytrzymać tu miesiąc. Jest tu tak pusto, tęsknie za nimi wszystkimi. Przede wszystkim chciałbym porozmawiać z Anastazją, o tym co z nami będzie. Pobyt tutaj nie poprawiał mojego samopoczucia, wręcz przeciwnie. Dobijał mnie jeszcze bardziej. Świadomość, że mama się o mnie martwi nie dawała mi spokoju. Wolałbym, żeby myślała, że wszystko jest okej. Tak w sumie, to nie wiem czy gdybym miał wrócić wcześniej coś by to zmieniło. Nie mogłem sobie nigdzie znaleźć miejsca. Nie mogę uwierzyć, że wszystko się rozsypało tak naglę. Lepiej już siedzieć tutaj i nie psuć dobrego humoru chłopakom i wszystkim innym. Może w końcu będę umiał udawać, że jest lepiej. Przynajmniej przed mamą.



************************Oczami Anastazji***************************


-Harry, przestań w końcu drzeć mordę, jedziemy do domu. - rozkazałam wściekła. Baranek i reszta wesołej zagródki ,,one direction", od 2 godzin pomagali opróżnić jeden pokój w domu Perrie, dla dziecka. Ja nie mogłam zapomnieć o Lousie. Ciekawe co teraz robi. Kiedy Niall o nim wspomniał, wszystko sobie przypomniałam.
-No dobra, już lecę. Stało się coś? - zapytał Styles łapiąc mnie w talii. Pokręciłam tylko głowa, szybko się pożegnałam i wyszłam przed dom. Zadzwoniłam po taksówkę, która przyjechała 10 minut później. Akurat, kiedy wyszedł Harold. Wsiadłam do środka, nawet na niego nie patrząc. Jechaliśmy w ciszy, pod domem zapłaciłam kierowcy i szybko wysiadłam. Chciałam jak najszybciej położyć się spać.
-Możesz powiedzieć, o co chodzi? - zapytał Harry łapiąc mnie za rękę i przyciągając do siebie.
-Kochanie, nie mam ochoty teraz o tym rozmawiać. - odparłam.
-Ale ja się martwię. - nie dawał mi spokoju.
-Po prostu myślałam o Louisie. - westchnęłam i spojrzałam na niego.
-W jaki sposób? - zapytał podejrzliwie.
-Chciałabym przejść z tym wszystkim do porządku dziennego. Zaprzyjaźnić się z nim na nowo.
-Mam nadzieję, że nic więcej. Robię się zazdrosny. - zacisnął wargi i uniósł brwi do góry przyglądając mi się podejrzliwie.
-Jejku, moja owieczka jest zazdrosna. To urocze. - pocałowałam go i udałam się do kuchni, zostawiajc go samego.
-Daj mi spokój z tą owcą! - warknął po chwili wchodząc z założonymi rękami do pomieszczenia.
-Już, już, baranku. Spokojnie. - pokazałam mu język. Widząc jego spojrzenie, wiedziałam, że przesadziłam.
-Masz 5 sekund na ucieczkę. Raz......
-No już nie będę!
-trzy, cztery, pięć! - rzucił się na mnie.
-A gdzie dwa? - zapytałam w biegu.
-Z owieczką na polance! - krzyknął, łapiąc mnie za biodra i przewieszając sobie przez ramię.
-O nie, tylko nie to! - prychnęłam żałośnie.
-Tak, właśnie tak. Ostatnio się zapuściłaś, musimy poćwiczyć. DO JEZIORA! - wrzasnął i wbiegł na molo.
-Nic cię nie przekona, żebyś tego nie robił? - zapytałam i uśmiechnęłam się jak najładniej umiałam.
-Nie! - stwierdził i wrzucił mnie do wody. Kiedy wypłynęłam na powierzchnie, zobaczyłam, że siedzi na skraju pomostu i głupio się śmieje. Podpłynęłam do niego i chwyciłam go za nogi. Spadł w dół z wrzaskiem. Złapałam się molo, bo nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Kiedy ten zaczął płynąć w moją stronę wybiegłam z wody i wpadłam do domu zamykając za sobą drzwi.
-Chyba sobie jaja robisz. - usłyszałam głos chłopaka z zewnątrz.
-A nie wrzucisz mnie więcej do wody? -zapytałam.
-Nie wrzucę.
-Wiem, że kłamiesz, ale dobrze to robisz. -zaśmiałam się i otworzyłam drzwi. Harry stał tam jak biedna, zmokła kura.
-A teraz idź się umyj, bo będziesz chora. - rozkazał i palcem pokazał na drzwi od łazienki. Posłusznie, ze spuszczoną głową udałam się w ich stronę. Po 20 minutach zmieniliśmy się. Czekałam na niego w piżamie, pod kocem na kanapie w salonie. Wyszedł i z uśmiechem przysiadł się do mnie. Włączyłam telewizor i nie zwracając na niego uwagi pogrążyłam się w serialu. W końcu nie wytrzymał i położył głowę na moich kolanach. Spojrzałam na niego.
-No co? - zapytałam.
-Nic, nic, oglądaj sobie. Tylko patrzę. - uśmiechnął się słodko. Chciałam pocałować go delikatnie, a ten najwyraźniej tylko na to czekał. Złapał mnie i obrócił, tak, że teraz byłam pod nim. Całował moją szyję, szczękę i obojczyki. Moje ręce błądziły po jego plecach. Podciągnął mi koszulkę i ustami muskał mój brzuch. Jęknęłam cicho, co najwyraźniej go rozśmieszyło. Wplotłam palce w jego włosy i odciągnęłam go od siebie.
-Chodźmy na górę, tu jest mało miejsca. - wyszeptałam.On tylko pokiwał głową, znowu wpił się w moje usta i zaniósł mnie do sypialni, pozostawiając za nami szlak ze zrzuconych ubrań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz