****Oczami Louisa****
Wsiadłem wściekły do samochodu i trzasnąłem drzwiami. Przetarłem twarz dłońmi. O co jej chodziło? Stworzyła powód do kłótni. Moim zdaniem, zachowałem się jak najbardziej w porządku. Nikt nie musiał wiedzieć o naszym związku i tak by było lepiej. To, że ona odebrała to tak, jakbym mówił o niej jak o dziwce, to nie mój problem. Wycofałem i wyjechałem na ulicę. Stałem na skrzyżowaniu, kiedy coś przykuło moją uwagę. Na werandzie przed domem zauważyłem siedzącego Harry'ego. Od razu wstał, kiedy mnie zobaczył i zaczął wypytywać o wszystko. Kiedy skończyłem swoją opowieść, ten walnął się dłonią w czoło, minął mnie i wsiadł do swojego samochodu. Odpalił i byłem pewny, że pojedzie do niej. A no tak, przecież to tacy dobrzy przyjaciele, już ją jedzie pocieszać. Już wiem jak, a raczej czym ją pocieszy.
-Dziwka...-powiedziałem do siebie cicho i uśmiechnąłem się kpiąco. Nie minęło 20 minut odkąd mnie wyrzuciła. W sumie, może naprawdę przesadziłem? Zayn mówił to samo, że będą z tego kłopoty. Tylko dlaczego dla mnie do nic nie znaczy? No tak, ja jestem facetem. W mojej głowie walczyły dwie osoby. Jedna obwiniała mnie, a druga Anastazję. Nie miałem ochoty już z nikim rozmawiać, więc nie zważając na pytania chłopaków szybko wszedłem na górę. Zamknąłem się w pokoju. Przez jakieś 20 minut próbowali się do mnie dostać, co chwilę kto inny stał pod drzwiami i namawiał mnie do wyjścia. ,,Pierdolcie się" - pomyślałem, odpalając kolejnego papierosa. Cały pokój był już zadymiony, ale mi to nie przeszkadzało. Zacząłem przechadzać się w te i z powrotem.
-Kurwa! - krzyknąłem i rzuciłem przed siebie poduszką. Uderzyła w świeczkę na półce, która spadła. Machnąłem na nią ręką, nie miałem zamiaru jej sprzątać, na pewno nie teraz. Opadłem bezwładnie na łóżko. I co ja mam robić? Dzwonić, przeprosić, olać sprawę? ,,Zadzwoń, spotkaj się z nią!" - namawiało mnie moje sumienie. Wziąłem telefon do ręki, kiedy przypomniałem sobie, że ,,Harruś" jest u niej i pewnie ją pociesza. Poczułem ukłucie w okolicy brzucha. Zazdrość? Pewnie tak...Ja tam powinienem być i się tłumaczyć. W sumie też bym się wyrzucił, gdybym kazał się już dzisiaj nie wkurwiać. Zepsułem całą sprawę i tyle. Ciekawe co ona teraz robi, z HARRYM. Kopnąłem w ścianę ze złości. Tak, błąd, duży błąd. Złapałem się za stopę i usiadłem na ziemi. Oparłem głowę o ścianę i zamknąłem oczy. Przed oczami miałem jej uśmiech. Naglę sprzed domu usłyszałem odgłos samochodu. Pokuśtykałem na jednej nodze, żeby zobaczyć co się dzieje. Cała pozostała trójka gdzieś jechała. Może po Harry'ego? Na pewno jechali do Anastazji, pewnie teraz płaczę. Usiadłem na łóżku i wziąłem laptopa.
*** 3 godziny później ***
Chyba się zdrzemnąłem na trochę. Ktoś wszedł do domu, usłyszałem nerwowe rozmowy. Otworzyłem drzwi i zszedłem na dół. Przy drzwiach właśnie ściągali buty moi współlokatorzy. Prawie wszyscy.
-Ja wcale się tak bardzo nie bałem, przesadzacie! - usłyszałem głos blondyna.
-Gdzie Harry? - zapytałem i jeszcze raz przeleciałem ich wzrokiem. Podnieśli głowy i zdziwieni moim widokiem spojrzeli po sobie.
-On...zaraz wróci...- zaczął niepewnie Niall.
-Super, ale gdzie jest? - nie dawałem za wygraną.
-Został u An, będzie gdzieś za 2 godziny. - dokończył Zayn. Zagotowało się we mnie. Odwróciłem się i wróciłem do pokoju. Trzasnąłem drzwiami i rzuciłem się na łózko. No i wszystko jasne...
*******************Oczami Anastazji***********************
,,Stałam w jakiejś sali. Naglę przede mną pojawił się ring. Byli na nim Harry i Louis. Bili się. Chciałam do nich podejść, rozdzielić ich, ale gdy podeszłam bliżej, nagle oboje zaczęli tłuc mnie. Patrzyłam na nich zdziwiona. Nie czułam jak mnie uderzają. Rozejrzałam się w okół. Na trybunach siedziała pozostała 3 1D. Widząc co rozgrywa się między nami Niall wstał i zaczął klaskać"
-ANASTAZJA! - usłyszałam nerwowy głos Harry'ego. Otworzyłam oczy i na samo wspomnienie snu wybuchłam śmiechem. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
-Właśnie skończyłem, więc możemy już jeść...Ale jak chcesz poleżeć i pośmiać się dalej, to proszę bardzo.- śmiałam się jeszcze bardziej. - jesteś dziwna.
Wstał z podłogi i udał się do kuchni, a ja poszłam za nim. Siedliśmy przy blacie i zaczęliśmy jeść zrobione przez Harry'ego spaghetti.
-To jest pyszne! Możesz mi gotować codziennie! - powiedziałam zapychając się znowu.
-Nie ma takiej opcji, nie jestem do wynajęcia! - udał obrażonego.
-A to spierdalaj! Sama będę gotować. Słuchaj, mogę prosić o radę? - zapytałam naglę.
-No pewnie, pytaj.
-Może to ja powinnam przeprosić Louisa. Może poważnie przesadzam. Powiedziałbyś mi, gdyby to była moja wina? - spojrzałam na niego pytająco.
-Powiedziałbym, ale tym razem jestem po twojej stronie. Pojadę do domu i z nim pogadam, przekonam go. Odzyska rozum, zobaczysz! - zaśmiał się. Jakoś mu nie wierzyłam. Wbiłam wzrok w talerz.
-Naprawdę, będzie dobrze. - podszedł do mnie i mnie przytulił. Chwilę później oderwał się ode mnie i poszedł zanieść talerze do zlewu. Nagle coś sobie przypomniałam.
-Uważaj na kran! Czasami....
-KURWA MAĆ! - krzyknął chłopak trzymając się za szyję.
-....tryska z niego woda na wszystkie strony. Oparzyłeś się? - zapytałam go z troską w głosie.
-Tak, bardzo widać? - podciągnął brodę do góry i pokazał mi swoją szyję. Widniał na niej dość pokaźny, czerwony ślad.
-Nooo....trochę? Wygląda jak malinka. - zaśmiałam się, a ten spojrzał na mnie obrażony. Założył ręce na klatce piersiowej.
-Nie ostrzegłaś mnie, strzelam focha i jadę do domu. Sama sobie zmywaj z tym upośledzonym kranem.
-Mam zmywarkę...
-CICHO! Ja jadę. Żegnam panią, do widzenia! - z podniesioną głową wymaszerował z kuchni i udał się do przedpokoju. Na odchodnego spojrzał na mnie z góry, zaśmiał się i mnie przytulił.
-Pogadam z nim i zadzwonię. Obiecuję! - pocałował mnie w policzek i wyszedł. Westchnęłam cicho i poczłapałam na górę. Wzięłam prysznic i położyłam się na łóżku. Pogrążona w myślach i zajęta pisaniem najróżniejszych scenariuszy i możliwości przebiegu wydarzeń powoli zasnęłam.
******************Oczami Harry'ego******************
Wsiadłem do samochodu i pogwizdując wyjechałem na ulicę. Całą drogę myślałem o tym co powiem Louisowi, dobierałem odpowiednie słowa i myślałem nad jego odpowiedziami. Zaparkowałem pod domem i do niego wszedłem. Przywitałem się z chłopakami, którzy siedzieli na dolę i rozmawiali o czymś zawzięcie. Kiedy tylko mnie zobaczyli, zamilkli. Nie zwróciłem na to uwagi i poszedłem na górę.
,,Raz się żyję" - pomyślałem, i otworzyłem drzwi do pokoju Tomlinsona. Siedział tyłem do wejścia na łóżku.
-Kimkolwiek jesteś, spierdalaj. - usłyszałem miłe powitanie.
-Przyszedłem porozmawiać, tylko spokojnie. - zacząłem. Odwrócił się do mnie gwałtownie, ale zaraz wrócił do poprzedniej pozycji.
-Nie mamy o czym, wyjdź stad. - powiedział sucho.
-Mamy. Słuchaj, ona to przeżywa, a ty dobrze wiesz, że przesadziłeś. Cały dzień chodziła z telefonem, sprawdzała czy dałeś jakikolwiek znak życia. To twoja wina, a problem jest w tym, że nie chcesz się do tego przyznać.
-Ona jest dziwką. - spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Chciałem mu przyjebać w ten pusty łeb, ale opanowałem emocję, policzyłem do dziesięciu i zapytałem:
-Dlaczego niby, jeśli mogę wiedzieć?
-Po co do niej pojechałeś? Jak ją pocieszałeś, co robiliście? - wstał naglę i podszedł do mnie szybkim krokiem. Był bardzo blisko, widziałem, że chce mi przyjebać.
-Cały dzień powtarzałem jej, że z tobą porozmawiam i będzie dobrze. - wysyczałem. Doprowadzał mnie do furii.
-Naprawdę? - opanował się trochę.
-Nie, na niby. - uśmiechnąłem się do niego, a ten zrobił to samo.
-W takim razie zadzwonię do niej, pojadę do niej i przeproszę, wszystko będzie do....
*************Oczami Louisa***********
-....wszystko będzie do...-coś przykuło moją uwagę. Konkretnie coś na szyi Stylesa. Malinka. - ...brze. Ty zdrajco...-wyszeptałem i rzuciłem się na niego. Ten tylko obrócił się i w moją stronę i już leżał pode mną na ziemi i osłaniał się przed moimi uderzeniami.
-MOŻESZ DO NIEJ WYPIERDALAĆ I JEBAĆ JĄ DO WOLI, JESTEŚCIE SIEBIE WARCI! NIENAWIDZĘ WAS OBOJGA!
-CZY TY ZWARIOWAŁEŚ? - wrzeszczał. Nienawidziłem go, jak mógł mi to zrobić? Jak ona mogła? Niech się pierdolą, nienawidzę ich. Do pokoju wpadli chłopcy i zaczęli nas rozdzielać. Ktoś chwycił mnie za ramiona i odciągnął od Harry'ego. Patrzył na mnie przestraszony. Zacząłem się szarpać, chciałem go zabić.
-Możesz mi powiedzieć dlaczego to robisz!? - wrzasnął.
-BO MASZ KURWA MALINKĘ NA SZYI! PUŚĆCIE MNIE! - miotałem się, jednak ucisk nie ustępował.
-Idioto, to oparzenie, polałem się tam gorącą wodą! Jesteś nienormalny! - wstał z ziemi i chwiejnym krokiem wyszedł z pokoju zostawiając za sobą co jakiś czas mały ślad z kropelek krwi. Odprowadziłem go wzrokiem i spojrzałem na zdziwionych chłopaków. Ci puścili mnie i kręcąc głową wyszli z pokoju. Jezu, co się ze mną dzieje?
**************Oczami Harry'ego***************
Ocierając krew rękawem wyszedłem z domu. Nie wiedziałem jeszcze dokąd pójdę, ale nie będę pod jednym dachem z tym kretynem. Malinkę sobie wymyślił, no świetnie. Za tydzień trasa a ja leję się z jednym z członków zespołu. Usiadłem w samochodzie. Wiem co zrobię. Muszę jechać do Anastazji. Powiem jej o wszystkim. 20 minut później parkowałem już pod jej domem. Światło było zgaszone - czyli już spała. Trudno, muszę ją obudzić. Wysiadłem z samochodu i udałem się w stronę drzwi. Zadzwoniłem, raz, drugi, trzeci. No tak, jak zamknęła drzwi od sypialni to nic nie usłyszy. Dobra, trzeba wymyślić coś innego. Obszedłem dom dookoła i zobaczyłem, że okno w jej sypialni jest otwarte.
-ANASTAZJA! - krzyknąłem niezbyt głośno, żeby nie obudzić sąsiadów. Nic.
-AN! - bez reakcji. Dobra, trzeba sobie radzić inaczej. Zacząłem wchodzić po bluszczu obrastającym ścianę. Nie było wysoko, więc jakoś się udało. Zadowolony z siebie wskoczyłem do pokoju. Dziewczyna spała na łóżku. Uśmiechnąłem się do siebie. Podszedłem do niej i delikatnie dotknąłem jej ramienia. Ta otworzyła powoli oczy, krzyknęła i spadła z łóżka.
-Co ty tu robisz? Jak tutaj wszedłeś? Czy ty...Czy ty krwawisz? - wypytywała podnosząc się z ziemi. Usiadłem na łóżku i opowiedziałem jej całą historię. Patrzyłem, jak w jej oczach gromadzą się łzy. Kiedy skończyłem, wstała i wyszła bez słowa. Po chwili wróciła, z wodą utlenioną i watą. Uśmiechnąłem się.
-Po naszym wypadku to ja ci pomagałem.- nie odpowiedziała. Usiadła koło mnie i przemyła rozcięte miejsce. Zacisnąłem mocniej dłonie, a kiedy skończyła spojrzałem w jej oczy.
-Dziękuję, że się starałeś. - powiedziała łamiącym się głosem i przytuliła się do mnie. Pokój oświetlało teraz tylko światło księżyca. Wypłakiwała mi się w ramię. Wspomnienia uderzyły mnie naglę. Zacząłem przypominać sobie wszystko, od momentu kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, przez to, jak siedziała ze mną w domku letniskowym, aż do teraz. Tak strasznie mi na niej zależało. Kogo ja oszukiwałem? Ją, czy siebie samego? Zakochałem się w niej, pierdolenie o naszej ,,przyjaźni" zaczynało mnie denerwować. Zasługiwała na kogoś lepszego niż ja i Louis. Wtuliłem się w nią mocniej i głaskałem jej włosy. Powoli się uspokajała.
-Chcesz iść spać? - zapytałem.
-Nie, chce zapalić. - odpowiedziała i wyszła. Nie będę się wykłócał, skoro to ma jej pomóc. Usiadłem koło niej na tarasie i patrzyłem jak zaciąga się dymem.
-Chcesz też? - zapytała naglę.
-Nie, fuj. - odpowiedziałem z obrzydzeniem. Uśmiechnęła się blado.
-No weź, raz. - podała mi fajkę, a ja przewróciłem oczami i zaciągnąłem się. Oczy zaszły mi łzami i zacząłem kaszleć.
-Ale z ciebie cipka. - zaśmiała się dziewczyna. Uśmiechnąłem się.
-A spadaj, to, że nie pale nic nie znaczy! - oburzyłem się.
Dziewczyna wyrzuciła skończonego papierosa i spojrzała na mnie.
-Dziękuję, że jesteś. - położyła głowę na moich kolanach i wpatrzyła się w przestrzeń.
-Co z trasą? Co teraz zrobimy? - zaczęła wypytywać.
-Przecież wy się pogodzicie, na pewno. To tylko kwestia czasu. - ledwo przeszło mi to przez gardło.
-Myślisz? Boże, jak bym chciała....
-Na pewno. - uśmiechnąłem się blado. Siedzieliśmy tak chwilę.
-Anastazja, muszę ci coś powiedzieć.- zacząłem, ale kiedy nie usłyszałem odpowiedzi spojrzałem na nią. Spała. Podniosłem ją i zaniosłem na górę. Położyłem ją na jej łóżku, a sam udałem się na dół. Położyłem się na kanapie i wpatrzyłem w sufit. Myśli nie pozwalały mi zasnąć prawie do rana. Koło 7 usłyszałem kroki. Podniosłem się i poczułem ból w plecach. Powoli usiadłem masując obolałe miejsce. Spojrzałem na Anastazję. Miała zapuchnięte oczy.
-Mogłeś spać na górze, nie wygoniłabym cię. - powiedziała do mnie cicho i usiadła koło mnie.
-Zrobić ci śniadanie? Jesteś głodna? - zapytałem.
-Nie musisz, poradzę sobie. - odpowiedziała bez emocji.
-No to idę, poczekaj tutaj. - przejechałem dłonią po jej udzie i wyszedłem do kuchni.
Po 10 minutach wróciłem i zastałem ją w tej samej pozycji. Podałem jej herbatę i postawiłem na stolę tace z kanapkami.
-Będę już uciekał, wczoraj wyszedłem tak bez słowa, chłopcy będą się martwić. - ta tylko pokiwała nieprzytomnie głową. Przytuliłem ją i wyszedłem z domu. Byłem kompletnie rozbity, nie miałem pojęcia co robić. Półprzytomny, po nieprzespanej nocy wsiadłem do samochodu.
Świrne, niesamowite, kocham tego bloga ;)
OdpowiedzUsuń